Rozwój to nie tylko modne słowo, to przede wszystkim dążenie do poprawy swojego życia, a nierzadko też życia naszych bliskich. Rozwijamy nie tylko nasze kompetencje zawodowe, ale także rodzicielskie. Katarzyna Kubiczek, mama, właścicielka Laboratorium Relacji, a także Certyfikowany Trener Family lab Asociation, międzynarodowej organizacji założonej przez duńskiego pedagoga i terapeutę Jespera Juula.
1. Wzięłam sprawy we własne ręce, bo…
W moim przypadku otwarcie, a bardziej zarejestrowanie działalności było konsekwencją tego, czym zajmowałam się od lat. W związku z tym, że jak większość z nas zostałam wychowana w sposób autorytarny, zanim jeszcze zostałam mamą, wiedziałam, że nie chcę tak wychowywać swoich dzieci. Jednak gdy na świecie pojawił się mój pierwszy syn, szybko okazało się, że postanowienie to jedno, ale realizacja to już zdecydowanie trudniejsza droga. Pojawiły się klapsy, a ja byłam coraz bardziej sfrustrowana, że nie tak to wszystko miało wyglądać. To był moment, w którym nie tylko postanowiłam, ale również zaczęłam szukać alternatywnych rozwiązań i tak zaczęła się moja przygoda jako mamy, nadal nie jako bizneswoman 😉 Po kilku latach postanowiłam, że chcę dzielić się swoim doświadczeniem z rodzicami. Dlatego zaczęłam pisać bloga, który jednak nie bazował na wartościach, które są mi najbliższe dzisiaj. Nazywał się SposobyNaDzieci, a przecież na dzieci nie ma sposobów i jak sama nazwa wskazuje, bazował na metodach behawioralnych. Mijały kolejne lata, a mi coraz bliżej było do relacji, a nie do wychowania. Moment, kiedy relacja stała się priorytetem, jest tym, w którym zrobiłam Certyfikat Trenera FamilyLab Polska i dopiero po jego uzyskaniu, stworzyłam Laboratorium Relacji.
2. Dzień organizuję sobie…
Dzisiaj, gdy moje dzieci są już na tyle samodzielne, mój dzień wygląda tak: wstaję z nimi rano, one szykują się do szkoły i gdy tylko wyjdą, ja robię sobie kawę i śniadanie. Uwielbiam ten moment ciszy, który ogarnia przestrzeń, kiedy zamykają za sobą drzwi (czasami kłócą się po wyjściu z bramy, wtedy burzą mi go na chwilę 😉). Później siadam przed komputerem i mniej więcej do 14.00 pracuję – odpowiadam na maile, przygotowuję się do warsztatów, ogarniam sprawy organizacyjne związane z wynajmem sal, fakturami. Taka tam codzienność, gdy nie ma komu zlecić części obowiązków. Chłopcy wracają ze szkoły wcześniej, najmłodszą staram się odbierać około 15.00, obiad, wymiana doświadczeń dzisiejszego dnia. Potem przychodzi z pracy mąż, jakiś rower, lody. Teraz, gdy rok szkolny się zaczął, piłka nożna, basen. Średnio 3 popołudnia w tygodniu nie ma mnie w domu, ponieważ zwykle wtedy prowadzę warsztaty. Z weekendami bywa różnie. Jeśli nie prowadzę jakiegoś szkolenia i jestem w domu, to zwykle stawiamy na spontaniczność, wstajemy rano i zastanawiamy się, na co mamy ochotę. Często spędzamy te dwa wolne dni leniwie i bez pośpiechu. Tak na dobra sprawę nie lubię planowania, oczywiście wymagają go wakacje i jeszcze kilka innych większych wydarzeń, ale na co dzień staram się podążać za tym, co wydaje mi się ważne tu i teraz.
3. Na co dzień napędza mnie…
ciekawość tego, kim jestem i kim są moje dzieci. To na te pytania każdego dnia szukam odpowiedzi i najbardziej zaskakujące jest to, że dzisiaj jestem kimś zupełnie innym, niż byłam wczoraj. Dzięki temu każdy dzień różni się od poprzedniego. Czasami odkrywam coś, co sprawia mi radość, innym razem coś, czego się nie spodziewałam. Jeszcze innym nie potrafię dowiedzieć się, kim jesteśmy. Ciekawość, otwartość, spokój, zmienność – to motory działania mojej codzienności.
4. Największe wyzwanie w moim życiu to…
pozwolić sobie na błędy. Z tym było najtrudniej, ponieważ wydawało mi się swojego czasu, że muszę być niemal idealna i krystaliczna. Dzisiaj wiem, że błędy są najcenniejszymi informacjami o mnie, bo dzięki nim nadal mogę się rozwijać i dowiadywać o sobie nowych rzeczy. Nadal miewam momenty, w których trudno mi pogodzić się ze swoją ułomnością, ale jest ich dzisiaj zdecydowanie mniej.
5. W swoim życiu najbardziej cenię sobie…
możliwość decydowania o sobie. Uważam, że powinna ona stanowić podstawę funkcjonowania każdego człowieka. Niestety zbyt często pozwalamy na to innym – rodzicom, partnerkom/om, dzieciom – ta lista często zdaje się nie mieć końca. Tymczasem każdy z nas powinien mieć możliwość i odwagę podejmowania decyzji w zgodzie ze sobą. Oczywiście jeśli tylko tymi decyzjami nie wyrządza krzywdy drugiej osobie. Krzywdą natomiast nie jest to, że komuś będzie przykro, smutno, że poczuje się rozczarowany, gdy ja podejmę daną decyzję. Te uczucia są indywidualną sprawą każdego z nas i każdy powinien sobie z nimi radzić na swój sposób. Ale to nie one powinny determinować nasze decyzje.
6. Siłę czerpię z…
ludzi, którzy mnie otaczają – dzieci, rodzina, przyjaciele, a także wszyscy ci, których na chwilę spotykam na swojej drodze. Motywują mnie słowa ludzi, którzy mówią, że jestem świetna w tym, co robię. Książki, historie i doświadczenia innych.
7. Gdybym nie robiła tego, co robię teraz, to…
oznaczałoby, że nie mam dzieci, a wtedy pomagałabym rozwijać swój potencjał ludziom w jakiejś organizacji. Zasoby ludzkie, techniki motywacyjne, to obszary, które interesowały mnie od zawsze. Czyli robiłabym prawie to samo, co robię dzisiaj, tylko dzisiaj tą organizacją jest mój dom i moja rodzina.
8. Na moim “podwórku” brakuje mi…
tak sobie analizuję – są kłótnie, nieporozumienia, jest smutek i radość. Jest jedność, zgoda, ale i konflikty, błędy, relacje bliższe i dalsze. Są tu trafione decyzje i te zupełnie nietrafione, trochę nudy, trochę przepracowania, jest zaangażowanie i kompletny brak chęci do czegokolwiek. Jest stres, problemy, porażki, a także zwycięstwa te mniejsze i te bardziej spektakularne, uśmiech, łzy – niczego mi nie brakuje.
9. Macierzyństwo to…
niekończąca się droga do samego siebie. Jesper Juul mówi, że dajemy życie naszym dzieciom, by móc w końcu odzyskać swoje. To najlepiej definiuje moje macierzyństwo. To również niekończąca się droga ku akceptacji samego siebie.
10. Macierzyństwo nauczyło mnie…
że każdy człowiek ma prawo mówić NIE, bo wtedy mówi TAK samemu sobie. Nie wolno odbierać tego prawa nikomu, dzieciom również. Granice są nierozerwalnie związane z naszym istnieniem. Jeśli my nie będziemy ich komunikować innym ludziom, to oni zawsze będą je przekraczać. Zrozumiałam, że granic się nie stawia. Każdy z nas je posiada, te postawione sztucznie, będące wynikiem „przereklamowanej” konsekwencji, oddalają w relacji.
Kazdy ma prawo popełniać błedy, trzeba jednak szukać rozwiązań. „Wychowanie” dzieci to nie jest latwa sztuka. dobrze ze sa tacy ludzie
Błędy są rzeczą ludzką. Ważne, żeby umieć i chcieć się na nich uczyć. A ludzi, którzy chcą dzielić się swoją wiedzą i umiejętnościami z innymi, nigdy za dużo!