Moja przygoda z chustowaniem

Lubicie chustować? Czy jesteście zagorzałymi przeciwnikami i uważacie, że to kolejny wymysł i niepotrzebny gadżet? Znowu wydawanie pieniędzy na Bóg wie jak drogie kawałki zwykłego materiału. Kolejna moda, która przyszła i zaraz przejdzie? A może nosicie i cieszycie się tą bliskością, tzw. czwartym trymestrem? W tą niedzielę spotkaliśmy się z Gosią, naszą oławską doradczynią chustową. Jeszcze zanim urodziłam Anielkę, obserwowałam chustujące mamy i bardzo mi się ich widok podobał. Uważałam, że to super sprawa. Dzidziuś blisko mamy, przytulony, z góry obserwujący świat, a mama z wolnymi rękoma, mogąca wygodniej wyprowadzić psa, czy wejść na jakąś górkę 🙂 Naturalnie nie wspominając już o tym, że takiej mamie łatwiej wykonać pewne rzeczy również w domu (np. odkurzanie czy wieszanie prania), bo nie oszukujmy się – są dni, gdy maluchy najchętniej nie opuszczały maminych rąk, a przecież dom sam się nie oporządzi.

W chustę zaopatrzyła nas rodzina jeszcze zanim się nasza córa urodziła. Niestety Anielka od samego początku w chuście krzyczała wniebogłosy, ja jako początkująca mama trzęsłam się przeogromnie (mimo, że wtedy wcale tak nie uważałam), a ręce wiążące chustę jakoś nie chciały współpracować (nerwy!).  Kilka razy nawet wybrałam się do Wrocławia na spotkanie jednej z grup, gdzie mamy pomagały w wiązaniach. Niestety wycieczki okazały się okupione dużą dawką płaczu i stresu (Anielkowego i maminego) oraz kilkoma postojami w drodze powrotnej (na karmienie, spanie u mamy na rękach, oglądanie kwiatków, itp, itd). Podsumowując, po którymś wyjeździe po prostu mi się odechciało. Stwierdziłam, że nic na siłę. Skoro ani ona ani ja nie mamy z tego radochy, to po co się mamy zmuszać? Trudno, nie wypaliło.

Z Antkiem podejście numer 2. Zanim urodziłam, wybrałam się na warsztaty organizowane przez Gosię. W związku z tym, że Antoś zajmował już sporo miejsca w brzuchu i razem przesłaniali mi znaczną część świata, a Anielka dwulatka biegała dookoła, za dużo nie powiązałam. Coś tam wyniosłam, przypomniałam sobie podstawowe wiązania i później (już z youtube’em) mogłam próbować wiązać sama w domu. Muszę przyznać, że kilka razy się udało 🙂

  Zapewne niedociągnięć było mnóstwo, ale pełna szczęścia i radości, że się udało, byłam przekonana, że będziemy ćwiczyć i dojdziemy do perfekcji. No niestety, życie i Antoś znów zweryfikowali moje wyobrażenia. Kilka kolejnych wiązań (czy też właściwie prób): maluch wyginał się, prężył, krzyczał. Może gdybym nie odpuściła, w końcu by mu przeszło. Ale moje miękkie jak masło matczyne serce nie mogło znieść płaczu i ewidentnego dyskomfortu mojego oseska, co sprawiło, że znów się poddałam i patrzyłam z pewną dozą zazdrości na chustującą np. Agnieszkę i zadowolonego w chuście Leosia.

Ale nadszedł moment, gdy Antoś przez tydzień miał wysoką gorączkę i ani myślał opuścić moje ręce. Kolejny tydzień był pod znakiem anginy, a następny dających w kość zębów. Stwierdziłam – no dobra, zrobię ostatnie podejście.

  • Próbowałam wiązać sama (YT).
  • Byłam na warsztatach.
  • Zaliczyłam kilka spotkań w grupach.

Ostatnią deską ratunku jest doradca chustonoszenia (teraz stwierdzam, że chyba powinnam była od tego zacząć). Zaprosiłam Gosię i jak widzicie na zdjęciu, udało się nam zawiązać w plecak!!!

Ale niech Was nie zmylą te przeszczęśliwe miny (nie patrzcie też na ten bajzel w tle ;-P). Wcale łatwo nie było! 😀 Gosia wytłumaczyła, pokazała, przytrzymała, uspokoiła. Zniosła krzyki Antka, Anielkowe gry na garnkowej perkusji i przymilanie się naszej 30-kilowej labradorki. Przywiozła swój sprzęt, chusty i lalki, więc zanim zabrałam się za wiązanie Antka, spokojnie mogłam poćwiczyć na bardziej wytrzymałej i cierpliwej lalce. Jestem w pełni świadoma, że to spotkanie to dopiero początek. Może wcale różowo nie będzie. Ale zamierzam znów próbować! Bo jestem święcie przekonana, że warto!

A jaka jest Wasza historia? Łatwo było? Powiedzcie, czy to tylko mi tak trudno przychodzi? Czy tylko mi się zdaje, że to trudno, a za łatwo odpuszczam? A może uważacie, że to jakieś farmazony i w ogóle strata czasu i pieniędzy? Bardzo jesteśmy ciekawi, co o tym sądzicie!

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top