Marta Skalik – z zawodu inżynier jakości, spełniająca się w roli managera projektu. Z zamiłowania: malarka, prowadząca po godzinach Pracownię Artystyczną Twarda Sztuka. Prywatnie: mama Jaśminy, żona Bartka, od 3 lat mieszkanka powiatu oławskiego. Społecznie: inicjatorka lokalnej drużyny siatkarskiej.
1. Wzięłam sprawy we własne ręce, bo…
od wielu lat otwarcie własnej pracowni było moim niespełnionym marzeniem. Marzenie to wykiełkowało w mojej głowie jeszcze w beztroskich czasach podczas mojego rocznego pobytu na Krecie. Miałam tam okazję poznać niesamowitych ludzi, prawdziwych pasjonatów malarstwa i rzemieślnictwa, którzy zarazili mnie swoim entuzjazmem i zamiłowaniem do tworzenia. Można powiedzieć, że uruchomili drzemiące we mnie pokłady kreatywności, uśpione szczególnie w czasach studiów i początków życia zawodowego. Ten okres bowiem zmienił mocno moją osobowość, sposób postrzegania świata, na swój sposób poskromił wrażliwość i chęć tworzenia. I choć dopiero po przekroczeniu progu dorosłości odkryłam swoje zamiłowanie do malowania obrazów, sztuka stała u mojego boku od zawsze. To ona dotrzymywała mi towarzystwa zarówno w rodzinnym domu, jak i po jego opuszczeniu. Dlatego cieszę się, że na nowo odnalazłam radość płynącą z samego aktu tworzenia, jak i z satysfakcji, którą niesie ze sobą ukończone dzieło.
2. Dzień organizuję sobie…
niekiedy hołdując spontaniczności. Ale prawda jest taka, że pewna część mojego charakteru skłania mnie ku planowaniu, rozpisywaniu, uzupełnianiu tabelek, terminarzy i planerów. Podobno mój typ osobowości wg Hipokratesa to dosyć dziwna mieszanka ekstrawertycznego sangwinika. Mawiają nawet, że dość rzadko spotykana w środowisku naturalnym. 😉 Muszę przyznać, że kiedyś byłam bardziej skrupulatna w organizowaniu sobie dnia, ale odkąd na świecie pojawiła się nasza córeczka, paradoksalnie zaprzestałam opracowywać plany. Raczej dostosowuję się do sytuacji i samopoczucia członków naszej rodziny, co tak naprawdę pomaga nam podejmować decyzje dotyczące tego, jak spędzimy najbliższy czas.
3. Na co dzień napędza mnie…
uśmiech na twarzy Jaśminy, możliwość obserwowania tego, jak zdobywa nowe umiejętności i jakie drobne rzeczy przynoszą jej radość i ukojenie. To czasami taka dobra lekcja życiowa dla dorosłych – dzięki przebywaniu z dzieckiem można obudzić także swego wewnętrznego dzieciaka, aby móc na nowo cieszyć się z drobiazgów i powrócić do czasów nieskrępowanej wyobraźni, marzeń i wiary. Napędza mnie także dobra kawa i pozytywna energia, którą czerpię od innych ludzi, których spotykam na swojej drodze. Ogromną radość sprawia mi także malowanie obrazów, stanowiące jednocześnie remedium na życiowe troski i problemy. Zdecydowanie jest ono jednak dla mnie bardziej źródłem czystej euforii niż ucieczką od zmartwień.
4. Największe wyzwanie w moim życiu to…
połączenie roli gospodyni domu z wychowywaniem dziecka, pracą na etacie, prowadzeniem pracowni i rozwijaniem swoich pasji – kolejność nieprzypadkowa. 😉 Jest to wiele wymagających ról. Czasami wydaje mi się jednak, że mimo wrażenia nadmiaru obowiązków jest to i tak najbardziej produktywny okres w moim życiu. Nasze życiowe wyzwania mogą nas na jakiś czas „sparaliżować”, ale ostatecznie to one pomagają nam coś w życiu osiągnąć (nawet jeśli miałby to być święty spokój) i pomagają nam odkryć, kim jesteśmy.
5. W swoim życiu najbardziej cenię sobie…
relacje z innymi ludźmi. Są one dla mnie stałym napędem pobudzającym inicjatywę i kreatywność. Uwielbiam patrzeć na innych przez pryzmat wymiany doświadczeń, poglądów i kultur. Różnice są niekiedy tak zdumiewające i osobliwe, że powodują momentami najpierw zdumienie i zamęt w głowie, aby po chwili, kiedy nowa dawka emocji przekształci się w życiową lekcję, czerpać z niej, otwierając swój umysł na nowe.
6. Siłę czerpię z…
ze spokojnych wieczorów, kiedy to w ciszy mogę oddać się przyjemności, siedząc na tarasie z Mężem lub dobrą książką. Gdzie jedno nie wyklucza drugiego. 😉 Dobrym sposobem na „podładowanie baterii” jest dla mnie kontakt z przyrodą. Czasem piesze wycieczki górskie, gra na pianinie i słuchanie muzyki. Muzyka zresztą jest nieodłącznym elementem mojego życia i słucham jej codziennie godzinami. Dbam także o dobry sen (oczywiście na tyle, na ile jest to możliwe, mając niespełna dwulatkę pod dachem).
7. Gdybym nie robiła tego, co robię teraz…
to chętnie zajęłabym się prowadzeniem warsztatów kreatywnych dla kobiet i młodzieży. Zresztą nie jest wykluczone, że kiedyś przyjdzie taki dzień i odważę się zrobić krok w tym kierunku. Uważam, że sztuka stworzona jest po to, by wydobyć z nas pokłady przeżyć i emocji. Ma sprawiać, że człowiek dzięki niej uwalnia w sobie cząstkę wolności dzięki bezkresnym możliwościom jej przeżywania. Chciałabym uświadamiać i uczyć innych, że każdy może tworzyć, czerpać z tego radość i przekazywać w trakcie tego procesu swoją energię i emocje, dzieląc się nimi z odbiorcami swoich prac.
8. Na moim “podwórku” brakuje mi…
w tym momencie podróżowania na taką skalę, na jaką odbywało się to dawniej, dreszczyku emocji towarzyszącemu nurkowaniu głębinowemu, widoków ze szczytów Alp, nocnych wejść na Śnieżkę, czy szwendania się z plecakiem po odległych krajach bez planu i bez poczucia tak wielkiej odpowiedzialności, jakie towarzyszy mi po tym, jak zostałam mamą. Myślę jednak, że to kwestia czasu i nabrania odwagi do wyruszenia w świat z naszą córeczką, zmiany stylu podróżowania i podejścia do wspólnych wędrówek. Widocznie potrzebuję jeszcze trochę czasu na ten mentalny przełom.
9. Macierzyństwo to…
dla mnie niesamowita, niepowtarzalna lekcja empatii i wychodzenia poza egoizm i koncentracji na „tu i teraz”. To dla mnie także powołanie do kochania i odkrycie nowego wymiaru miłości, która wykracza poza znane mi dotąd ramy. To niejednokrotnie nauka cierpliwości, niebywała duma, sens życia, radość z małych rzeczy, to zarówno uczenie dziecka, jak i czerpanie od niego (w myśl sentencji „Rodzi nie tylko matka dziecko, ale także dziecko matkę”). Na pewno jest to bardzo wymagająca rola życiowa, jednakże pierwszoplanowa i dająca duże pole do „popisu”. Od kiedy jestem mamą, towarzyszy mi zarówno nikłe zaniepokojenie, ale i wewnętrzny spokój zarazem. To kalejdoskop skrajnych uczuć, ale przede wszystkim bezgranicznej, najczystszej miłości.
10. Macierzyństwo nauczyło mnie…
utwierdziło mnie w tym, czego doświadczyłam wcześniej w innych sferach mojego życia – jedyną stałą rzeczą jest zmiana. To także nieustanna praca nad sobą, lekcja dostrzegania piękna w niepowtarzalnych momentach i umiejętności wpatrywania się w drugiego człowieka, odczytywania jego emocji. To także cenne doświadczenia dla mojego małżeństwa, utwierdzenie się w przekonaniu, że wraz z Mężem możemy nawzajem na siebie liczyć i wspierać się w trudniejszych chwilach, a także współdzielić największe radości.
❤️ ❤️ ❤️
Złota rada, która nie jest radą
Droga Mamo!
Nie zapominaj o sobie, pozwól innym dbać także o Ciebie – zaprocentuje to Twoją dobrą energią, którą będziesz mogła dzielić się z najbliższymi na co dzień. Ufaj swojej intuicji i podejmuj decyzje słuchając swojego wewnętrznego głosu. Bądź dla dzieci W TYM momencie, przeżyj ich dzieciństwo nie obok nich, a razem z nimi, ponieważ tak szybko rosną.
Zakochałam się w treści o macierzyństwie – tak bardzo się z tym identyfikuję ❤