1. Wzięłam sprawy we własne ręce, bo…
zawsze potrzebowałam niezależności. Etatowa praca nigdy nie była moim marzeniem, zawsze pracowałam na własną rękę, chociaż wciąż obowiązywały mnie odgórne plany i wymagania. Pierwsza praca nauczyła mnie samodyscypliny zawodowej, a także, że konsekwentne działanie jest kluczem we własnym biznesie. Nie chciałam jednak do niej wracać i postanowiłam działać na wyłącznie swój rachunek. Jednak, żeby nie było aż tak kolorowo… niełatwo było znaleźć swoją drogę, była ona kręta i wyboista. Niemniej bycie samodzielną mamą czwórki małych dzieci, to przede wszystkim ogromna motywacja. Nie ma tu miejsca na kapitulację. Czasami po prostu potrzebny jest czas, by znaleźć odpowiedni kierunek. Dziś robię to, co kocham – i to potrójnie. Zarabiam dzięki pieczeniu, realizuję się jako doula, towarzysząc kobietom w okresie okołoporodowym i, przede wszystkim, mam czas dla swoich dzieci, które są centrum mojego wszechświata. Bycie mamą takiej gromadki, to szkolenie z zarządzania czasem level master
2. Dzień organizuję sobie…
z wyprzedzeniem zaledwie kilkugodzinnym oczywiście mam w kalendarzu wiele terminów zapisywanych z dużym wyprzedzeniem. Jednak życie z dziećmi, to ciągłe niespodzianki. Muszę szybko reagować na sytuacje, które pojawiają się ad hoc. Trochę jak Elastyna z diney’owskich Iniemamocnych nic jej nie zatrzyma. Tym, co często współcześnie nie jest łatwe dla wielu kobiet, jest nauka, że bycie szczęśliwą nie zależy od odhaczenia w planie dnia wszystkich “obowiązków”. Codziennie muszę wygospodarować czas na pracę, bo od tego zależy materialny byt mojej rodziny, codziennie też muszę znaleźć czas dla moich dzieci – by móc być z nimi, z ich sprawami, z ich potrzebami… Codziennie też muszę znaleźć kilka minut tylko dla siebie i swoich spraw, dla własnej psychicznej higieny. Jeśli natomiast zabraknie mi czasu lub chęci na pranie, prasowanie czy odkurzanie… Świat się nie zawali.
3. Na co dzień napędza mnie…
misja. Misję można rozumieć różnie. Na pewno nie potrafię robić nic, w czym nie widzę głębszego sensu. Moją misją jest zarówno szczęśliwe dzieciństwo moich dzieci, jak też to, by w przyszłości byli szczęśliwymi i dobrymi ludźmi. Moją misją jest też doulowanie i współpraca w gronie kobiet zaangażowanych w pracę naturalniepocesarce.pl, działalność na rzecz świadomości kobiet dotyczącej porodu. Misją są też moje ciastka. Ogromnie mnie cieszy i napędza ich dobry odbiór, to że odbiorcy doceniają ich smak i naturalność.
4. Największe wyzwanie w moim życiu to…
przeżyć je tak, bym na jego końcu miała poczucie, że nic bym w nim nie zmieniła. Ja dotąd mi się to udaje. Niczego nie żałuję, żadnego potknięcia. Błędy są częścią naszego życia, ważne by potrafić wstać i iść dalej bez poczucia żalu.
5. W swoim życiu najbardziej cenię sobie…
ludzi. Poczucie, że ma się na kogo liczyć, daje ogromny spokój. Mam najlepszych rodziców, świetne rodzeństwo, niezawodnych przyjaciół, wspaniałych znajomych… no i kapitalne dzieci. Myślę wielokrotnie, że wygrałam z życiem “w totka”. Mając wokół siebie tylu cudownych bliskich mi ludzi, po prostu nie da się patrzeć na życie ze strachem.
6. Siłę czerpię z…
codzienności. Nie tak dawno odkryłam, że to nie daleka przyszłość i spis celów daje mi siłę. Siłę daje mi poczucie bycia tu i teraz. Liczy się dla mnie to, co dzisiaj. Radość moich dzieci, kawa, którą rano piję na balkonie, uśmiech klientów, gdy przywożę rano ciastka, miłość w oczach świeżo upieczonych rodziców. Mam poczucie, że ludzie w swojej zabieganej codzienności zapominają o dniu dzisiejszym, biegną gdzieś, szukając szczęścia i tracą to szczęście, które jest tu i teraz.
7. Gdybym nie robiła tego, co robię teraz…
na pewno znalazłbym coś do roboty. Jest tyle możliwości, wystarczy sięgnąć ręką i porzucić strach.
8. Na moim “podwórku” brakuje mi…
Dziś mi niczego nie brakuje. “Mam wszystko, co trzeba”, jak śpiewa Natalia Przybysz. Mam zdrowie, mam dach nad głową, mam ludzi, których kocham i, którzy kochają mnie. Cóż więcej mi trzeba?
9. Macierzyństwo to…
wielka przygoda, ogromna odpowiedzialność, bezwarunkowa miłość i bez wątpienia najlepsze, co mnie w życiu spotkało.
10. Macierzyństwo nauczyło mnie…
pokory i akceptacji rzeczy takimi, jakimi są. Nie będąc jeszcze rodzicami, mamy często pewne wyobrażenia o tym, jakie będą nasze dzieci. Gdy dzieci się rodzą, to bywa, że te wyobrażenia zmieniają się w oczekiwania. Nie powinno tak być. Każdy z nas ma swoją drogę, dzieci potrzebują towarzyszenia w ich drodze. Czasami jesteśmy drogowskazami, ale ważne, by pozwolić dzieciom na samodzielne wybory, na bycie sobą. Mając czwórkę dzieci, codziennie na nowo mnie zdumiewa, jak różne są od siebie. Jak inne mają temperamenty, potrzeby i marzenia. Staram się nie porównywać ich do siebie. Każde jest wyjątkowe i w swej wyjątkowości wspaniałe.