Ewa Mróz to artystka malarka, od roku świadomie i z zaangażowaniem tworząca markę artystyczną Ewa Mróz ART, malując obrazy inspirowane pięknem natury. W palecie barw ziemi kreuje historie oparte na swoich osobistych doświadczeniach. Z wykształcenia magister inżynier budownictwa z uprawnieniami budowlanymi, a prywatnie żona i mama dwójki dzieci, Olivki i Vincenta.
1. Wzięłam sprawy we własne ręce, bo…
byłam po prostu nieszczęśliwa. Zanim jednak…
Tak naprawdę malarstwo od zawsze było w moim życiu. Uważałam, że umiem malować, jak każdy i nie jest to mój talent czy dar. Nie pojmowałam tego w kategoriach wyjątkowości. Przychodziło mi ono z łatwością. Dlatego, kiedy przeprowadziłam się z mężem i malutką córką do Niemiec (z Holandii, gdzie początkowo mieszkaliśmy) i nastały dni, kiedy byłam smutna, przytłoczona brakiem znajomych, rodziny, momentami sfrustrowana macierzyństwem, pojawiło się Ono. Malarstwo. Przyszło nieoczekiwanie i rozgościło się tak w mojej codzienności, że traktowałam to jako wieczorną porcję medytacji, relaks po ciężkim dniu.
Jeszcze wtedy nie uznawałam tego za swoją pracę. To było malarstwo hobbystyczne, dla siebie. Moim priorytetem i codziennością było zajmowanie się malutką Olivką. Byłam mamą. I z jednej strony czułam ogrom szczęścia, nigdy wcześniej niepoznanej bezgranicznej miłości, a z drugiej strony w pewien sposób mnie to uwierało. Nie chciałam być definiowana tylko jako matka. Chciałam być kimś więcej i robić również coś dla samej siebie. A to właśnie dawało i wciąż daje mi malarstwo.
Od tamtej pory zmieniło się wszystko. Malowałam nieprzerwanie, wchodząc do świata sztuki, chcąc realizować śmielsze plany. Będąc w 37 tygodniu drugiej ciąży zrealizowałam największy projekt malarski, jakim był dyptyk wielkości 3x2m. A 3 dni po porodzie miałam wernisaż swojej pierwszej zbiorowej wystawy malarskiej w Holandii.
3 lata później, w 2020 roku, wracając do Polski, po kilku przeprowadzkach między Holandią a Niemcami, wiedziałam, że chcę zrobić kolejny krok. Postanowiłam, że kiedy dzieci są w żłobku i przedszkolu, moje malarstwo będzie moją pracą.
2. Dzień organizuję sobie…
choć wiem, że zaprowadziło by mnie to jeszcze dalej w realizacji moich projektów to, póki co nie organizuje specjalne swoich dni. Wiem, jakie są moje najbliższe cele i staram się małymi krokami do nich dążyć. Są to cele kilkumiesięczne, takie jak premiera kolekcji obrazów, otwarcie sklepu internetowego, wystawa obrazów czy targi sztuki.
Mój synek Vincent wciąż jest mały, ma 2 latka i od niedawna uczęszcza do żłobka. Bardzo często choruje, zdarza się, że nawet dwa razy w miesiącu, dlatego szczegółowe plany odkładam na bok, będąc tu i teraz, reagując na daną sytuację.
Niemniej każdego dnia szykuję dzieci do przedszkola, znajduję czas na ciepłą kawę, a kolejno pojawiam się na moim profilu na Instagramie @ewamroz.art z nowym postem, historią co u mnie. Podejmuję działania marketingowe, zadania, które przybliżają mnie do wyżej wspomnianych celów miesięcznych. Bo jak się okazało malarstwo to nie tylko malowanie, ale przede wszystkim ogrom pracy związanej z marketingiem, z czego do tej pory nie zdawałam sobie sprawy.
Zanim dzieci wrócą z przedszkola szykuję obiad i zajmuję się domem, a później do wieczora bawię się i opiekuję razem z mężem dziećmi. Wieczorami pracuję, choć od tego już pomału odchodzę, szukając równowagi i czasu na odpoczynek, medytację lub dobrą książkę.
3. Na co dzień napędza mnie…
radość tworzenia i dawania jej innym. Moja wewnętrza, kreatywna siła. Nie ma dnia, w którym nie miałabym nowego pomysłu. Na nową serię obrazów, na nową współpracę, na nowy produkt, który trafi do serca moich klientów. Czuję dosyć mocno potrzebę bycia latarnikiem, opowiadania swojej historii w nadziei, że odmieni ona nie tylko moje, ale i czyjeś życie. Napędzają mnie również moi odbiorcy, którzy wchodzą w interakcję z moimi pracami, opowiadając przy tym jak odczuwają moje obrazy, jak pojawia się w nich spokój. Daje mi to ogromną satysfakcję i kopa do działania, wiedząc, że mam wpływ na otaczający mnie świat.
4. Największe wyzwanie w moim życiu to…
równowaga pomiędzy pracą, rodziną, domem a odpoczynkiem. Jak również docenienie siebie samej. Dosyć często w głowie słyszę wewnętrznego krytyka, który zasiewa wątpliwości.
5. W swoim życiu najbardziej cenię sobie…
uczciwość, wdzięczność, otwartość.
6. Siłę czerpię z…
wiary w istnienie Boga, Stwórcy, Przewodnika. Są różne określenia, ja staram się tego nie nazywać. Nie jestem katolikiem i też nie czuję przynależności do konkretnej wiary. Czuję natomiast mocno przewodnictwo, prowadzenie. Wierzę, że trzeba być dobrym człowiekiem, a miłość i dobro przezwycięży wszystko. Daje mi to siłę każdego dnia. Wiem, że przyszłam na ten świat, by przejść pewne lekcje, stać się lepszym człowiekiem. I nawet, kiedy dzieje się coś złego, smutnego, to wiem, że jest to po coś i nic nie dzieje się bez powodu, a ta świadomość daje mi niesamowitą siłą życiową. W momentach kryzysów nie załamuję się, a zadaję sobie pytanie, dlaczego mi się to przytrafiło. Co jeszcze muszę przejść, zrozumieć, co góra chce mi powiedzieć?
7. Gdybym nie robiła tego, co robię teraz…
robiłabym cokolwiek innego, ale w zgodzie ze sobą. Bez oszukiwania, bez naciągania rzeczywistości, będąc uczciwym człowiekiem. Starając się cieszyć życiem i każdą chwilą, jednocześnie przy tym rozwijając się, zmieniając, wzrastając. Życie nie zawsze jest proste, ba potrafi być przewrotne, ale wydaje mi się, że najważniejsze jest czynić dobro, kierując się sercem. Ta myśl przyświeca mi każdego dnia.
8. Na moim „podwórku” brakuje mi…
myślę, że niczego. Jestem szczęśliwa z tym, co mam. No, może doba mogłaby trwać trochę dłużej, tak żebym mogła zaspokoić swoją kreatywność.
9. Macierzyństwo to…
piękna, a zarazem trudna droga. Chcę być odpowiedzialnym i dobrym rodzicem, który wychowuje dzieci w miłości, poszanowaniu, bliskości, akceptacji. Nie jest to proste, gdy nie dostało się przy narodzinach instrukcji obsługi dziecka, a wiele krzywdzących mitów i sposobów na wychowanie dzieci wciąż jest i krąży wokół. Myślę, że to również pewnego rodzaju proces dla rodzica, kiedy poznaje swoje słabości, lęki, kiedy może przyjrzeć się swojemu własnemu dzieciństwu, poznać swoje wewnętrzne dziecko. Gdybym nie miała dzieci, jest całkiem spora szansa, że nie widziałabym w sobie kwestii do przepracowania. Teraz będąc matką, staram się każdego dnia być lepszym człowiekiem, wiedząc, że te małe oczy patrzą na mnie i mnie naśladują.
10. Macierzyństwo nauczyło mnie…
cierpliwości, szacunku. Pokazało mi jak ogromną mam siłę i jak wiele jestem w stanie udźwignąć jako matka. Dzięki macierzyństwu zaopiekowałam się również sobą. Nauczyło mnie, że jeśli o siebie nie zadbam, to nikt inny za mnie tego nie zrobi i jest to równie ważne jak dbanie o dzieci.
Od kiedy mam dzieci również bardziej cenię sobie czas, staram się go wykorzystywać jak i doceniać. Macierzyństwo nauczyło mnie lepszej organizacji, wielozadaniowości na poziomie 200%.
Zrozumiałam również, że moje dzieci patrzą na mnie i mnie obserwują powielając moje zachowania, dlatego ważne jest, bym ja sama umiała radzić sobie z życiem, emocjami, a wszystko co wymaga uzdrowienia we mnie jest niezbędne do ich szczęścia.
❤️ ❤️ ❤️
Złota rada, która nie jest radą
Chciałabym wszystkim innym mamom życzyć odwagi zawodowej, wiary w siebie i pewności, że jesteście wystarczające. Byście o sobie nie zapominały i dbały z równie mocną miłością o siebie, co dbacie o Wasze dzieci. Pamiętały, że w tym wcieleniu jesteśmy tylko raz i tylko i wyłącznie od nas zależy jak będzie wyglądało nasze życie. Czy będziemy szły z dobrym nastawieniem i radością, czy będziemy ściągały na siebie burze gradowe.
Namaste
Ewa Mróz
Myśle, że każda matka by poczuła się w pełni spełniona musi zrobić coś dla siebie. Właśnie tak jak Pani Ewa. Jak zawsze interesujący i inspirujący wywiad.