Kamila Jarzyńska – mama trójki małych żywiołowych chłopców urodzonych prawie rok po roku. Kocha pracę twórczą. Absolwentka Ogólnokształcącej Szkoły Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Z wykształcenia inżynier architekt krajobrazu. Studiowała też Odnawialne Źródła Energii i Gospodarkę Odpadami, by ostatecznie móc założyć swoją pracownię artystyczno-florystyczną Zielona Metanoja. Tu zajmuje się nie tylko roślinami. Prowadzi twórcze warsztaty z wykorzystaniem odpadów w duchu recyklingu oraz upcyclingu.
Jej hobby to jej praca. Kocha zmiany, bo to ją napędza. Sama przyznaje, że średnio raz w miesiącu robi mały remont w domu, by odświeżyć otoczenie.
1. Wzięłam sprawy we własne ręce, bo…
wiedziałam, że etat nie będzie dla mnie elastyczny i twórczy. Lubię robić wszystko dosłownie po swojemu i staram się realizować, nawet najmniej racjonalny pomysł. Nie chcę przeżyć życia. Ja chcę żyć życiem! Po 3 porodach prawie rok po roku byłam wszystkim przytłoczona i zmęczona. Siedziałam w domu przez 5 lat na urlopach macierzyńskich i ostatecznie na wychowawczym, bo nie miał kto odbierać dzieci z przedszkoli i się nimi zajmować. Było ciężko, ale to była dla mnie największa szkoła, w której poznałam siebie. Po narodzinach synów długo żyłam w poczuciu, że ktoś mi ze wszystkim pomoże i powie, co mam dalej ze sobą robić. Na myśl o powrocie do pracy na etat, ściskało mnie w brzuchu (do tej pory tak mam). Wewnątrz czułam, że to nie tędy droga. Jestem żywiołową osobą i mam wiele talentów, które raczej ciężko byłoby mi wykorzystać na etacie (wiem co mówię, bo już próbowałam 😉 ).
2. Dzień organizuję sobie…
Chciałabym powiedzieć, że każdy dzień w ogóle sobie organizuję, ale tak nie jest. 🙂 W czasach, gdy nie miałam jeszcze dzieci byłam bardzo poukładana i zorganizowana. Do tego stopnia, że nie mogłam zasnąć, jak miałam nieposprzątany pokój, a ubrania na kolejny dzień nie wisiały przyszykowane na wieszaku. Jednak dzieci szybko zweryfikowały moją organizację.
Na początku za wszelką cenę tworzyłam harmonogram dnia i rzetelnie starałam się go trzymać. Myślałam, że to pomoże mi jako mamie i dzieciom odnaleźć rutynę. Im więcej przybywało mi dzieci i co rusz wchodziły one w kolejne etapy rozwojowe, tym trudniej było mi organizować dzień. Najgorsza była frustracja, gdy nie mogłam zrealizować planów dnia, bo któreś z moich dzieci miało inny pomysł na jego spędzenie. Dzieci nauczyły mnie pewnej elastyczności w organizacji. Mam wstępny plan na dzień, ale nie trzymam się go kurczowo. Ale jedno jest pewne – najlepsza organizacja dnia, to poranek, w którym obudzę się zanim wstaną dzieci. 🙂 Czas by spokojnie, bez krzyków móc się ubrać i wypić kawę, wprowadza mnie w inne nastawienie i powoduje, że o wiele lepiej radzę sobie z wyzwaniami w ciągu dnia.
3. Na co dzień napędza mnie…
Chciałabym tu napisać coś ambitnego, ale… niestety jest to kawa. 🙂 Wcale nie dlatego, że ma właściwości pobudzające. Po prostu sam dźwięk lejącej się kawy z ekspresu… zapach, który temu dźwiękowi towarzyszy i w końcu dosłownie 2 minuty na wypicie tej ciepłej kawy, to moja chwila przerwy i relaksu. Czas na reset, zebranie myśli. To trochę tak jak na starej reklamie kawy z McDonald’s, gdzie mama piła kawę na placu zabaw. Wokół biegały krzyczące i kłócące się dzieci. Ale za każdym razem, gdy brała kubek do ust, nastawała błoga cisza. Kłócące się dzieci milkły, bo mama w momencie popijania kawy była w innym świecie. Tak to właśnie wygląda w mojej głowie 😊 Ta chwila mnie napędza, bo w tych chwilach rodzą się w mojej głowie kolejne pomysły. A nowe pomysły i zmiany napędzają mnie najlepiej. Mój mąż wie to najlepiej, bo im więcej kaw wypiję, to jestem nie do zatrzymania. 😉 On z kolei jest dla mnie wspaniałą równowagą.
4. Największe wyzwanie w moim życiu to…
wychowanie moich dzieci. Wychowanie w dzisiejszych czasach nie należy do łatwych zadań. Nigdy nie było, ale teraz świadomość rodziców jest inna, a i dzieci mają o wiele większy dostęp do wszelkich informacji. Świat manipuluje nami wszystkimi. A moim głównym wyzwaniem jest pokazanie (bo tylko tak dzieci się nauczą),
- jak radzić sobie ze WSZYSTKIMI emocjami,
- jak walczyć o swoje marzenia mimo niepowodzeń,
- jak wychodzić ze swojej strefy komfortu
- i dosłownie jak korzystać z życia, by nie żałować nawet tych najgorszych chwil.
5. W swoim życiu najbardziej cenię sobie…
rodzinę i szczerość. Mogłabym powiedzieć, że moja rodzina funkcjonuje na wzór modelu włoskiej rodziny. Jest nas dużo, jesteśmy ekspresyjni i mamy donośne głosy. Śmieję się, że mój tato jako DON CORLEONE założył kolonię w miejscowości, w której mieszkam, bo całą rodzinę i bliskich znajomych ściągnął tu z Wrocławia. Moi rodzice, babcie, wujkowie i rodzeństwo – wszyscy wybudowaliśmy się niemal na jednej ulicy. To nie prawda, że z rodziną wychodzi się dobrze tylko na zdjęciu. Owszem… są kłótnie, zgrzyty, wiele dni milczenia, czasem „w ruch pójdą talerze” – ale to przecież model włoskiej rodziny. Mimo wszystko potrafimy ROZMAWIAĆ. Wszyscy żyjemy w symbiozie i wiemy, że niezależnie od okoliczności i pory, zawsze możemy na siebie liczyć. Przez to, że tak blisko siebie mieszkamy mamy całodobowe wsparcie i towarzystwo. 😉 Święta, imprezy, wakacje, grille, urodziny, czy nawet szybka kiełbaska na ognisku w środowy wieczór po pracy… takie wsparcie i poczucie bezpieczeństwa cenię sobie najbardziej. Nienawidzę samotności, choć chodzę swoimi ścieżkami.
6. Siłę czerpię z…
pracy twórczej i powodzeń. Nigdy nie działała na mnie „motywacyjna jedynka” w szkole. Wręcz przeciwnie. Dobre oceny motywowały mnie do dalszych starań. Tak jest do dziś. Zauważyłam jedną prawidłowość. Im więcej mam zadań w życiu, im więcej się dzieje, tym więcej mam siły na realizację wszystkiego. Jak widzę, że ludzie to doceniają i wspólnie ze mną cieszą się, mam siłę, by robić coś dalej i dawać z siebie jeszcze więcej.
Niestety, choć jestem silna, to w środku bardzo wrażliwa i podatna na krytykę. Długo o niej myślę i wyciągam konsekwencje. Krytyka w moją stronę bardzo mnie frustruje, odbiera mi te siły i chęci do dalszego działania.
Najtrudniejszy jest moment, kiedy czuję, że z tych sił opadłam. Trudno jest szybko wrócić „na tor”. Moim antidotum jest wtedy praca twórcza. Zauważyłam, że podświadomie wymyślam sobie zadanie w domu albo coś do skonstruowania. Jeśli nie mogę czegoś zbudować, to biorę się za kolejny mały remont w domu albo gruntowne sprzątanie! Takie nowe zorganizowanie mojej codziennej przestrzeni pozwala mi na zmianę perspektywy. Po takich robótkach czuję ogólną satysfakcję. Moja praca zawsze kończy się widocznym, namacalnym efektem, z którego jestem zadowolona. Co ważne, podczas przemeblowań, małych remontów, tworzenia nowych dekoracji, czy ogrodowych porządkach… w mojej głowie zachodzi swoista defragmentacja myśli.
7. Gdybym nie robiła tego, co robię teraz…
z tak trudnym charakterem i temperamentem, jaki mam, na pewno robiłabym coś innego twórczego, by spożytkować swoją energię. Nigdy nie zastanawiałam się „co by było, gdyby”. Aktywnie przeżywam swoje życie. Biorę wszystko to, co mi przynosi. Dobra, staram się spożytkować, a porażki pokazują mi, że nie tędy droga. Jeśli w życiu czegoś mi brakuje, to staram się z całych sił, żeby te braki uzupełnić.
8. Na moim „podwórku” brakuje mi…
większej ilości dzieci. 🙂 Czasem pieniędzy, by realizować moje wyimaginowane pomysły, które nieustannie powstają w mojej głowie. A tak poważnie… nie mam uczucia „braku na swoim podwórku”. Prędzej braku czasu, żeby móc robić jeszcze więcej.
9. Macierzyństwo to…
prawdziwa szkoła życia. Przede wszystkim jest drogą do poznania siebie. Dzieci są najlepszym lustrem naszych zalet i wad… naszych zachowań, których się wypieramy. Macierzyństwo to czas zmagań z samą sobą. Choć wydawało mi się, że jestem na nie przygotowana emocjonalnie, merytorycznie i finansowo, to potrafiło mnie nie raz dosłownie „zwalić z nóg”.
Za to, gdy się podniosłam, macierzyństwo mnie uskrzydlało i pozwoliło robić rzeczy niemożliwe. Wszystko za sprawą moich dzieci i dla moich dzieci. Nie bez powodu mówi się, że samica jest w stanie zagryźć samca alfa w obronie swoich dzieci. W macierzyństwie drzemie potężna moc i tylko kobieta potrafi czerpać z niej siłę.
10. Macierzyństwo nauczyło mnie…
3 rzeczy: POKORY, CIERPLIWOŚCI, ELASTYCZNOŚCI (mam na myśli podejście do życia, bo do gwiazdy gimnastyki artystycznej trochę mi brakuje 😉 ).
❤️ ❤️ ❤️
Złota rada, która nie jest radą
Droga mamo,
na drodze macierzyństwa życzę Ci wytrwałości. Macierzyństwo jest trudne, ale ten trud umocni Cię tak, że nikt Ci nie podskoczy!
Przytoczę na koniec kilka zdań kończących felieton „Mama tańczy nad przepaścią”, który napisałam rok temu dla portalu WartoZnac.pl.
„Moje życie opiera się na kurczowym chodzeniu po linie. Linie, która jest zawieszona między dwiema górami. Jedna z nich to moje dzieciństwo, a druga to spokojna starość. Moim marzeniem jest dotrzeć na szczyt drugiej góry z uniesioną głową i satysfakcją, że nie zmarnowałam życia ani możliwości, które mi dało. A przede wszystkim swoich talentów. Dlatego lecę rozwijać się dalej, by uskrzydlony taniec na owej linie był najpiękniejszym układem tanecznym, jaki jestem w stanie wykonać. Chcę, żeby najbliższe mi osoby, a zwłaszcza moi synowie, widzieli jak trudno się po niej chodzi i ile ciężkiej pracy oraz ćwiczeń trzeba w to włożyć, by było to prawdziwą sztuką… sztuką życia. „Na linie nad przepaścią tańcz. Aż w jedną krótką chwilę, pojmiesz, po co żyjesz.” Mój tato miał rację – „Życie to zbiór przypadków. A jak chcesz rozśmieszyć Pana Boga, to powiedz mu, jakie masz plany na przyszłość.” Chciejmy wykorzystywać to, co życie już nam dało.”
Właśnie tego sobie i Tobie Droga Mamo życzę z całego serca.