W dzisiejszych czasach temat „czasu dla siebie” często pojawia się w rozmowach między rodzicami, zwłaszcza mamami, które próbują łączyć życie domowe z zawodowym i znaleźć chwilę dla siebie. Zewsząd można usłyszeć, że „potrzebujemy czasu na relaks,” ale jak to właściwie wygląda w rzeczywistości? Czy „czas dla siebie” to zawsze luksusowe SPA, weekendowy wyjazd bez dzieci, czy raczej moment na spokojną herbatę?
„Czas dla siebie” – powiedz, ile razy już słyszałaś, że to coś, czego każda mama potrzebuje? Ja zawsze mam wrażenie, że to brzmi jak luksus. W mediach często można zobaczyć obrazki mam, które „ładują baterie” w spa, na zakupach (w biedronce rzecz jasna) czy podczas weekendowych wyjazdów. Czy jednak w rzeczywistości codzienność nie jest trochę inna? Nie wiem, jak u Ciebie, ale u mnie te chwile, które udaje mi się dosłownie wyrwać dla siebie, wyglądają zupełnie inaczej.
Ostatnio internet dość często podrzuca mi taką rolkę, na której jest mama (lub tata), która pokazuje, co to znaczy luksus dla rodzica. I absolutnym luksusem, na podstawie tej rolki, jest pita gorąca kawa, na siedząco, w posprzątanym pokoju, w samotności. Z jednej strony, brzmi to zabawnie. Z drugiej jednak strony, nie wydaje Ci się, że brzmi to też trochę smutno?
I w związku z tą rolką tak sobie pomyślałam, że dziś chciałabym zastanowić się wspólnie z Tobą, czym tak naprawdę jest czas dla siebie w moim, naszym mamowym świecie – bez nadmiernych oczekiwań, ale również bez planowania skomplikowanych wyjazdów.
Jak wygląda taki czas, kiedy próby znalezienia równowagi między domem, pracą a potrzebami rodziny stają się częścią codzienności?
Jak wygląda mój „czas dla siebie”? Kilka codziennych przykładów
Przyznam szczerze – mój czas dla siebie bywa różny każdego dnia i często (zdecydowanie częściej niż bym chciała) nie wygląda tak, jak sobie to kiedyś wyobrażałam. Ale odkąd zaczęłam myśleć o nim bardziej realistycznie, udało mi się znaleźć kilka prostych, ale naprawdę przyjemnych momentów, które pomagają mi się zresetować. Może są i Tobie bliskie?
- Kawa na spokojnie
To jedno z moich ulubionych porankowych „rytuałów” – w tygodniu, kiedy wszyscy domownicy są już poza domem, pierwsze co robię, to kawa. I te kilka pierwszych chwil spędzam w ciszy, z gorącą kawą w ręce. Tymczasem w weekend bywa różnie. Zdarza się jednak, że jest takie 5 minut, kiedy wszyscy domownicy zajmują się swoimi sprawami. Wtedy ja wyrywam tę chwilę na wypicie ciepłej kawy. To tylko kilka minut ciszy, ale daje mi naprawdę dużo siły na resztę dnia. - Spacer w pojedynkę
Zdarza się, że mam 15-20 minut na samotny spacer, po wsi, nie po górach czy jakichś innych cudownych okolicznościach przyrody. Ten czas, choć krótki, jest momentem, w którym mogę zebrać myśli i pobyć sama ze sobą. Może nie jest to godzina w górach czy choćby lesie, ale ten kawałek drogi też potrafi być kojący. - 10 minut z książką lub muzyką
Chyba nie ma dnia, żebym nie znalazła momentu, by poczytać choćby parę stron książki. Dla mnie jest to ogromne źródło relaksu. Przed dziećmi miałam poczucie, że czas na książki wymaga znacznie dłuższego czasu, ale odkąd „poluzowałam” oczekiwania, kilka stron każdego dnia też daje mi dużo radości. W naszym domu obecna jest też muzyka. Czasem ludowa, czasem dziecięca. To, na co akurat mamy ochotę, a dodatkowo „taniec intuicyjny”. To dopiero daje energetycznego kopa! 😉 - Chwila na ćwiczenia oddechowe
Gdy czuję, że stres i zmęczenie się kumulują, często robię kilka ćwiczeń oddechowych. Tylko ja, głęboki wdech, wydech i spokój. Wydaje się niczym, ale to taka mała „przerwa” dla ciała i głowy. Czasami jest to w nocy, gdy już wszyscy śpią. - Bardzo chwalę sobie też „matę fakira”. 🙂 Taka mata z kolcami, produkowana już nie tylko przez pranamat, ale również przez inne firmy. Uwielbiam ją. Daje mi uczucie ulgi w dużym stresie, gdy zbyt wiele nazbiera się go w moim ciele.
- Bujanie na huśtawce. Kocham moje „krzesło afrykańskie”. 😀 Oczywiście chodzi o krzesło brazylijskie, ale moje dzieci przechrzciły je na afrykańskie. Zdarza mi się zamknąć oczy i bujać kilka chwil. Mhm…
- Patrzenie na dzieci, gdy przez te 5 minut bawią się zgodnie, bez kłótni, bicia, szarpania i wyrywania zabawek. Bo takie chwile teżsię zdarzają. I zdarzają się częściej, niż nam się wydaje. Gdy je zauważam, staram się zatrzymać. Patrzeć, cieszyć się tymi chwilami, doceniać je.
A jak wygląda Wasz czas dla siebie?
Mam nadzieję, że ten wpis pokaże, że czas dla siebie nie musi być spektakularny – może być zwykłą, codzienną chwilą, do której każda z nas ma prawo. Bardzo jestem ciekawa, jak Ty znajdujesz czas dla siebie. Może masz swoje małe rytuały, o których inni nie pomyśleli? Co daje Ci najwięcej energii i spokoju?
Podziel się proszę swoimi sposobami na chwilę wytchnienia!
Mini-wyzwanie
Jeśli masz ochotę na małe wyzwanie, spróbuj przez najbliższy tydzień znaleźć codziennie przynajmniej 5 minut tylko dla siebie. Może to być cokolwiek – chwila ciszy, gorąca herbata, kilka minut książki. Zachęcam Cię, żebyś wróciła do tego wpisu po tygodniu i podzieliła się, czy udało Ci się znaleźć swoje 5 minut i jak się z tym czułaś.
Czekam z niecierpliwością na Twoją historię i inspirację!
P.S.
A jeśli spodobał Ci się dzisiejszy wpis lub któryś z poprzednich, może już nie raz skorzystałaś z tego, co u mnie znalazłaś, możesz postawić mi symboliczną kawę. 🙂 Każda kawa to bezcenna dla mnie wskazówka, że to, co tu piszę, przydaje się innym. A każde słowo uznania i choćby symboliczne „dziękuję” uskrzydla jak nie wiem co. 🙂