Customize Consent Preferences

We use cookies to help you navigate efficiently and perform certain functions. You will find detailed information about all cookies under each consent category below.

The cookies that are categorized as "Necessary" are stored on your browser as they are essential for enabling the basic functionalities of the site. ... 

Always Active

Necessary cookies are required to enable the basic features of this site, such as providing secure log-in or adjusting your consent preferences. These cookies do not store any personally identifiable data.

No cookies to display.

Functional cookies help perform certain functionalities like sharing the content of the website on social media platforms, collecting feedback, and other third-party features.

No cookies to display.

Analytical cookies are used to understand how visitors interact with the website. These cookies help provide information on metrics such as the number of visitors, bounce rate, traffic source, etc.

No cookies to display.

Performance cookies are used to understand and analyze the key performance indexes of the website which helps in delivering a better user experience for the visitors.

No cookies to display.

Advertisement cookies are used to provide visitors with customized advertisements based on the pages you visited previously and to analyze the effectiveness of the ad campaigns.

No cookies to display.

Historia porodowa #8 | anonimowa

Czasami okazuje się, że bardziej niż sam poród boli nacięcie. Nie samo w sobie, ale później gojenie się fizycznych i psychicznych ran powstałych w skutek tego nacięcia.

Bo każda historia jest na wagę złota.

Fot. pixabay
Fot. pixabay

Początki

Zaczęło się w sumie 25 października, gdy pod wieczór zaczęłam odczuwać skurcze. Pojechałam do szpitala, gdzie na oddziale położna przyjmując mnie stwierdziła, że nie widzi po mnie, żeby mnie coś bolało. No ale jak już jestem 5 dni po terminie to mogę zostać… Nieważne było, że ledwo stałam na nogach. Pobierając mi krew do badań albo wkłuwając wenflon narobiono mi siniaków i popękały mi żyłki. Ordynator podczas badania stwierdził, że jest lekkie rozwarcie, ale bez szału, i że skurcze zanikają. Dlatego rano podadzą mi oksytocynę, bo jest już po terminie.

Porodówka

Na salę porodowa trafiłam o 2:00 w nocy, bo skurcze się nasilały i zaczęłam lekko krwawić z powodu rozszerzającej się szyjki. Podłączono mnie pod KTG i kazano tak leżeć do 6:00 rano. I jednocześnie czekać na dawkę oksytocyny. Do 6:00 rano myślałam, że na prawdę nie dam rady. Ledwo znalazłam w sobie siłę, żeby wstać, pójść się wykąpać, zanim to wszystko się zaczęło. Gdy mój partner zobaczył mnie o 7:00 rano, jak miałam już podłączoną kroplówkę, powiedział, że wyglądam, jakby ktoś mnie przeciągnął przez korytarz.
Absolutnie nie czułam, żebym miała siłę rodzić, a po kroplówce skurcze były tak silne, że miałam wrażenie, iż zgina mnie w pół. Najgorsze było to, że moim zdaniem położne powinny się ze sobą zgadzać. Podczas gdy u mnie było ich 3 i każda mówiła co innego. Jedna badała i mówiła, że mam 6 cm rozwarcia. Przychodziła druga i mówiła, że rozwarcie jest 5-cio centymetrowe. Podczas, gdy trzecia położna twierdziła, że to 7 cm.
Gdy nadeszły skurcze parte i już mały miał wyjść, nacięto mnie. Mimo to popękałam dosłownie w pajęczynkę. Na domiar złego, lekarz, który mnie zszywał, nie zastosował znieczulenia. Ból był masakryczny. Czułam się, jakbym jeszcze rodziła.
Mały, jak wyszedł, był cały siny i nie płakał. Dostał 6 punktów w skali Apgar, gdzie takie dzieci generalnie nie powinny się rodzić, bo to zagrożenie życia. Dopiero po pewnym czasie miał 8 punktów.
Generalnie po tym porodzie miałam załamanie psychiczne. Nie umiałam się odnaleźć. Krocze bolało mnie z dobre dwa miesiące, a przez pierwszy miesiąc mogłam zapomnieć, żeby zwyczajnie usiąść.

Oddział noworodkowy

Na oddziale noworodkowym panie położne sprawiały wrażenie, że robią wielką łaskę, żeby dokarmić moje dziecko. Ja jeszcze wtedy nie miałam pokarmu, a małemu burczało w brzuchu i non stop płakał. Cieszyłam się, że wyszłam po dwóch dniach i powiedziałam, że więcej tam nie wrócę.
Teraz rodziłam w Opolu i stwierdzam, że te 2 szpitale to niebo a ziemia. Mimo, że w tym opolskim był nawał kobiet rodzących, zostałam potraktowana tak, jakbym była jedyna. Położna non stop przychodziła, robiła wywiad. Podano mi śniadanie jeszcze przed silnymi skurczami. Położna była naprawdę kobietą aniołem.
A w Brzegu? Przepraszam, ale z 3 położnych, które były na sali, ani jedna nie zaproponowała mi po porodzie nawet szklanki herbaty. Gdybym rodziła tam całkiem sama, wyszłabym z depresją, a nie załamaniem. Cieszę się, że był ze mną partner i trochę wsparł mnie na duchu.

Metryczka

Kto: Wojtek

Kiedy: 26.10.2018

Waga: 3750 g

Gdzie: Brzeskie Centrum Medyczne (Brzeg, Mossora 1)

P.S.

Jeśli chciałabyś podzielić się swoją historią i rodziłaś w jednym z wyżej wymienionych szpitali, odezwij się mailowo (smartasy.olawa@gmail.com) lub przez fanpage FB @smartasy.olawa.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wspieraj nas za darmo