Mama się bawi!

Ostatnio na jednym z warsztatów zadano mi pytanie „Jak się bawisz?”. „No… Z dziećmi się bawię.” – odpowiedziałam. „A tak dla siebie? Tak dla własnej przyjemności.” I mnie wmurowało. Nabrałam wody w usta. Nie wiedziałam, co powiedzieć. To dorośli się jeszcze bawią?

Kiedyś (czyt. dopóki nie było dzieci) dla własnej radości, dobrego samopoczucia, frajdy jeździłam na rowerze, pływałam, tańczyłam salsę, zimą były narty, potrafiliśmy w jednej chwili gdzieś wyjechać ni stąd ni zowąd. Dla własnej przyjemności robiliśmy w sumie naprawdę dużo! Jak tam patrzę z perspektywy czasu, bo wtedy to tego tak nie widziałam. Jasne, że były też obowiązki jak praca, zakupy, gotowanie i sprzątanie. Te trzy ostatnie zajmowały naprawdę minimum z minimum naszego czasu. A teraz? I zaczęłam się zastanawiać. W sumie to muszę przyznać, że ta myśl kiełkowała u mnie już od pewnego czasu. Ta i jeszcze jedna.

Mamusiu, pobaw się ze mną!

Może w chowanego?
Może w chowanego?

Naprawdę spędzam, moim zdaniem, sporo czasu z dziećmi. Z każdym byłam w domu minimum rok. Ułożyłam niezliczoną liczbę wież, zamków, garaży, domków, aut czy samolotów. Turlałam piłkę, pokazywałam różne ciekawe rzeczy. Przeczytałam książeczki o lokomotywie, o zwierzątkach, i Tupciu Chrupciu. Jeszcze trochę i nawet Martynkę będę mogła recytować z pamięci. I im częściej robię te wszystkie wymienione czynności, bywa że tym częściej zaczyna mi się zapalać w głowie zdanie „Ileż jeszcze?!”. I mam wrażenie, że wybuchnę.

Hurra! Plac zabaw!
Hurra! Plac zabaw!

Jestem nienormalna? Przecież powinnam odczuwać radość z zabawy z własnymi dziećmi! Powinnam? I znalazłam nawet artykuł w internecie (i to nawet nie jeden, co oznacza, że nie ja jedna się nad tym zastanawiam) o tym, że dziecko jest nudne i inni rodzice (to chore! krzyknie niejeden) nie lubią bawić się ze swoimi dziećmi.

 

Rodzina i przyjaciele

Ciocia ❤️
Ciocia ❤️

Bywa, że z pomocą przychodzą ciocie, babcie, dziadek i nasi znajomi z ich własnymi dziećmi. To nieoceniona pomoc dla nas, gdy nadejdzie taka pomoc. Ciocie, wujkowie, czy dziadkowie bawiąc się z dziećmi, pozwalając nam zająć się czymś innym (nawet sprzątaniem czy gotowaniem!), pomagają nam w najlepszy z możliwych sposobów.

Nie noś, bo się przyzwyczai!
Nie noś, bo się przyzwyczai!

Nie wiem jak Wy, ale my z prawdziwym utęsknieniem czekamy na wiosnę. Na wiosnę i dłuższe dni. Bo ta zima bez śniegu daje nam w kość. Nie dość, że chorujemy, to przede wszystkim ciężko jakoś po przedszkolu, „po nocy” wyjść z dziećmi na dwór, gdy i oni po całym dniu zmęczeni. I przyznam bez bicia, że uwielbiam gości! 😀 Gości, którzy choć trochę zburzą „monotonię” dnia i wprowadzą powiew „świeżości”. 😉 I nam, i dzieciom bardzo się to przydaje!

A może by tak z babcią?
A może by tak z babcią?

Co jest ze mną nie tak?

Jestem świadoma tego, że to pytanie towarzyszy wielu matkom. Nie tylko mi. Staram się, jak mogę. A i tak zawsze ja lub ktoś z otoczenia znajdzie coś, co mogłabym zrobić inaczej, lepiej. I zastanawiam się, czy ja się z dziećmi bawić nie umiem, czy nie chcę? Czasami mam wrażenie, że znam odpowiedź na to pytanie. Czasami.

Bawię się, bawię...
Bawię się, bawię…

I czasami myślę, że w jakiś sposób zatraciłam radość z zabaw z dziećmi. Jakoś straciłam tę umiejętność. Przy tym całym martwieniu się (troszczeniu!) o dzieci, w sławetnym „zdrowiu i chorobie”, pracując nad domowym budżetem, myśląc o śniadaniach, obiadach i kolacjach, itp itd… Ja po prostu na zabawę z dziećmi nie mam już siły. Próbuję wykrzesywać z siebie tyle chęci, ile tylko mogę. Ale uwierzcie, bywa ciężko!

I jak kolejny raz widzę, jak mój posprzątany w ciągu dnia salon zamienia się 5 minut po powrocie dzieci do domu w pohuraganowy krajobraz, dostaję drgawek. (I dlatego zamiast sprzątać, wolę jednak pisać. Przynajmniej pisząc widzę długotrwały efekt. ;-))

Tędy na pewno przeszedł jakiś huragan.
Tędy na pewno przeszedł jakiś huragan.

Mama się bawi!

A wracając do pytania na samiuśkim początku. Co ja, mama, zrobiłam ostatnio dla swojej własnej przyjemności? A co zrobił dla siebie mój mąż? Co zrobiliśmy my razem? I jakoś ciężko mi sobie cokolwiek przypomnieć. Aaa! Jakoś jesienią udało się nam we dwójkę wyjść na 20-minutową przejażdżkę rowerową. Wokół domu. Z psem. To była najlepsza randka ostatnich kilku lat. 😉

Mój ostatni (sierpniowy) czas przyjemności tylko dla mnie ❤️
Mój ostatni (sierpniowy) czas przyjemności tylko dla mnie ❤️

A takie coś tylko dla mnie, to były 2-godzinne warsztaty jogi z Gosią Mostowską. Wspominałam Wam już o niej na FB i IG. Nie mogę nie wspomnieć i tutaj. Joga pozwala mi się zatrzymać tu i teraz, pobyć tylko ze sobą i skupić się tylko na sobie, swoim ciele. Pomaga nie myśleć o zaległych zakupach, porządkach, chorobach dzieci i innych obowiązkach, które często sama sobie narzucam. Choćby to było kilkuminutowa praktyka, jej działanie jest nieocenione.

Całe szczęście, że jest też tata!
Całe szczęście, że jest też tata!

A na salsę, rower, narty, kajaki i inne „wybryki” przyjdzie jeszcze czas. I powoli nie mogę się tego czasu doczekać. Pomiędzy docenianiem tego, co mam (nie chcąc nic przyspieszać), trochę już czekam. Czekam na ten czas, kiedy bez wyrzutów sumienia będę mogła wyjść sama lub z mężem i robić wszystko to, na co teraz uważam, że nie mam czasu. Ale cieszę się również na ten czas, kiedy te wszystkie aktywności sprawiające mi ogromną radość będę mogła dzielić razem z moimi dziećmi.

Wiosno! Przybywaj!
Wiosno! Przybywaj!
Scroll to Top