Któregoś piątkowego popołudnia wybrałyśmy się z Anielką na takie nasze babskie wyjście i pojechałyśmy zobaczyć teatrzyk kukiełkowy „Masza i Niedźwiedź” prowadzony przez Panią Teatrzyk w oławskim Figloraju. To już któryś z kolei teatrzyk, na którym byłyśmy, więc mamy, z czym porównać. Chcecie wiedzieć, jak było i czy warto iść następnym razem?
Teatrzyk odbywał się, jak już pisałam, w piątkowe popołudnie. Nie jest to ani nasz ulubiony dzień, ani nasza ulubiona pora na jakiekolwiek dodatkowe atrakcje. Zwykle wszyscy jesteśmy zmęczeni po całym tygodniu pracy, zajęć w przedszkolu, szkole, itp. Czasem zdarza się nam w piątki wyjeżdżać już na weekend, a czasem właśnie wtedy (jakżeby inaczej – na weekend!) dopadają nas wszystkie choroby świata. Także rzadko planujemy na piątek tego typu wyjścia. Tym razem się udało.
Teatrzyki kukiełkowe nie są moją ulubioną atrakcją. Przyznaję bez bicia, że raczej nie wzbudzają we mnie większego entuzjazmu. A że dzieci rewelacyjnie odczytują nasze emocje (żebym i ja tak umiała czytać choćby w swoich dzieciach), to istnieje spore prawdopodobieństwo, że Anielka również nie zapała do takich teatrów szczególną miłością. Na razie badamy grunt.
Pierwsze co mnie zaskoczyło, to naprawdę spora liczba rodziców z dziećmi. Dziećmi w różnym wieku. Od maluszków do ewidentnie szkolnych „starszaków” (myślę, że klasy 1-3). Jak na Oławę to naprawdę ludzi było dużo. Nie wiem, czy zachęciło ich do przyjścia poprzednie przedstawienie (Świnka Peppa), czy też są po prostu miłośnikami tamtego typu wydarzeń. 🙂 Miejsca starczyło oczywiście dla wszystkich, nie tylko na dywanie, poduszkach, pufach, ale i ławkach rozsiedli się i rodzice, i dzieci. Scena usytuowana była w kąciku sali, przy małpim gaju, co niestety część maluchów rozpraszała, no bo jak to, nie można wejść na małpi gaj? Cierpliwość niektórych została wystawiona na dość ciężką próbę. 😉
Całe przedstawienie rozpoczęło się omówieniem zasad panujących w teatrze, gdzie dzieci wraz z Panią Teatrzyk przypomniały, czego w teatrze robić nie wolno (rozmawiać, śmiecić, naładować itp.) oraz co robić można (śmiać się, wzruszać, bić brawo itp.).
Później Pani się schowała, a na scenie zaczęły wyłaniać się kolejne postaci: Masza, myszka, kotek, jeż i Niedźwiedź. Choć fabuła jak dla mnie pozostawiała do życzenia, dla dzieci była prosta i nieskomplikowana. Masza jak to Masza chce się bawić i szuka kompana. Zwierzątka jednak gdzieś się pochowały i w znalezieniu ich pomagają dzieci. W którymś momencie budzi się również niedźwiedź. Pani Teatrzyk przyjemnie modulowała głos i operowała kukiełkami.
Po przedstawieniu dzieci miały możliwość dotknięcia i potrzymania kukiełki oraz zrobienia sobie z nimi zdjęcia. Niestety Anielka nie wyraziła cięcie bliższego zaznajomienia się z kukiełkowymi aktorami. Zainteresowanie teatrzykiem też niestety straciła gdzieś w 3/4 przedstawienia, choć myślę, że nie trwało dłużej niż 30 minut. Ogólnie całość zajęła godzinę, razem z omówieniem zasad, samym teatrem i zdjęciami.
Cóż, mimo iż byliśmy na lepszych już przedstawieniach, a kukiełki jednak wciąż mnie (i chyba jakoś nieszczególnie Anielkę) nie przekonują, to teatrzyk tego typu jest ciekawą alternatywą dla różnego typu bajek i może być wstępem do teatrów „większego kalibru”. Dla dzieci na pewno może to być interesującym przeżyciem, tym bardziej, że jest to jednak czas spędzony z rodzicem. 🙂