Customize Consent Preferences

We use cookies to help you navigate efficiently and perform certain functions. You will find detailed information about all cookies under each consent category below.

The cookies that are categorized as "Necessary" are stored on your browser as they are essential for enabling the basic functionalities of the site. ... 

Always Active

Necessary cookies are required to enable the basic features of this site, such as providing secure log-in or adjusting your consent preferences. These cookies do not store any personally identifiable data.

No cookies to display.

Functional cookies help perform certain functionalities like sharing the content of the website on social media platforms, collecting feedback, and other third-party features.

No cookies to display.

Analytical cookies are used to understand how visitors interact with the website. These cookies help provide information on metrics such as the number of visitors, bounce rate, traffic source, etc.

No cookies to display.

Performance cookies are used to understand and analyze the key performance indexes of the website which helps in delivering a better user experience for the visitors.

No cookies to display.

Advertisement cookies are used to provide visitors with customized advertisements based on the pages you visited previously and to analyze the effectiveness of the ad campaigns.

No cookies to display.

Poród domowy – serio?!

Poród – temat rzeka. Większość z kobiet go przechodzi. Czasem rodzimy i zapominamy, ale bywa że wspominamy go jako traumatyczne przeżycie. Szpital, nieznani ludzie, lekarze, położne, różne warunki, w których rodzimy, oksytocyna, nacięcia krocza, szycie, porody kleszczowe, próżniowe, cesarskie cięcia. Ile z Was zastanawiało się, czy to musi tak wyglądać? Czy nie mogłoby być inaczej?

Nie wspominam swoich dwóch porodów jakoś szczególnie traumatycznie, ale też nie są to wspomnienia, do których wracam szczególnie chętnie i nie mogę też powiedzieć, że nie wywołują u mnie dreszczyka pewnej grozy czy gęsiej skórki. 😉 Do tej pory podchodziłam do tematu w sposób, że już skoro w ciąży jestem, to jakoś z niej „wyjść” trzeba. Także poród nieodzowna rzecz, ale myśli o samym „wydarzeniu” odsuwałam od siebie tak daleko i na tak długo, jak tylko się dało. No bo kto lubi cierpieć, gdy coś go boli i to w sposób, gdy niewiele albo nic nie jest mu w stanie pomóc?

Ale w marcu coś się u mnie zmieniło. Może nie jakoś szczególnie wiele, ale zakiełkowała we mnie pewna myśl. 🙂 Akurat wtedy miałam okazję uczestniczyć w Kręgu Opowieści Porodowych (o którym pisałam TU) i były tam trzy dziewczyny, które opowiadały o porodach domowych, w tym dwie z nich okazały się być położnymi! Myśl o porodzie domowym mnie zaintrygowała i postanowiłam dowiedzieć się o nim czegoś więcej. A że nadarzył się projekt Aktywna Oława 2018 postanowiłam zaprosić jedną z poznanych na spotkaniu położnych Kasię Wrzodek do zorganizowania spotkania na temat porodu domowego właśnie w Oławie.

Na prowadzonym przez Kasię spotkaniu mogliśmy między innymi obejrzeć film, który obrazuje, jak może wyglądać poród domowy. Utarło się u nas, że rodzić trzeba w szpitalu, na fotelu, najlepiej ze znieczuleniem, poród odbiera lekarz, a położna jest tylko do pomocy. Hmm… tylko albo ostatnimi latami coś się zmieniło, albo ja się gdzieś zatrzymałam.

Okazuje się, że położna to zawód bardzo u nas niedoceniany. To nie „zwykła” pielęgniarka, która pobierze Ci cytologię, zmierzy, zważy, posłucha dzidziusia na KTG. To kobieta, która swoją wiedzą i umiejętnościami dorównuje niejednemu lekarzowi i ma prawo odbierać porody. Lekarz tak naprawdę powinien wkraczać jedynie w momencie, gdy jest rzeczywiście niezbędny.

Dlaczego w ogóle zainteresował mnie temat porodu domowego? I czego dowiedziałam się na spotkaniu?

Poród zawsze napawał mnie przerażeniem. Niby normalna rzecz, wiele z nas to przechodzi, jedne lepiej, inne gorzej. Mimo, że moje porody (dzięki Bogu) nie były żadną tragedią i w ostatecznym rozrachunku nie czuję, żebym wiązała z nimi jakąś traumę, to jednak jest to przeżycie, do którego nie wracam ze szczególnym sentymentem. Podsumowując – bolało jak cholera, a że bólu boję się chyba najbardziej ze wszystkiego (szpieg byłby ze mnie beznadziejny), to myślami o porodzie uciekałam tak daleko i tak długo jak tylko się dało. I z perspektywy minionego czasu i ostatnich spotkań, to był mój największy błąd. Byłam totalnie nieprzygotowana. Totalnie złe podejście z mojej strony, brak wsparcia, które zapewnia znana Ci dłuższy czas położna przy porodzie domowym, zamykanie się na współpracę z położnymi (ból i myślenie o nim przesłaniały mi wszystko). To wszystko (i jeszcze parę innych rzeczy) zmusza mnie do prawdziwej refleksji.

Na spotkaniu z Kasią dowiedziałam się, że przy zachowaniu podstawowych założeń poród domowy może być tak samo bezpieczny jak poród w szpitalu, z czego w domu rodząca ma zdecydowanie większy spokój, poczucie bezpieczeństwa i możliwość decydowania o sobie, sposobie rodzenia, pielęgnacji dziecka, czy też możliwość ograniczenia stosowanych interwencji medycznych (podanie oksytocyny, nacięcie krocza i inne). Rodząc w domu mamy możliwość ograniczenia zarazków, jakie można napotkać w szpitalu (flora bakteryjna dla matki i dziecka jest znacznie bezpieczniejsza w domu niż w szpitalu). A kontakt położna – rodząca nie ogranicza się do samego porodu. Położna i rodząca poznają się w trakcie trwania całej ciąży, dzięki czemu mają możliwość poznania się, nabrania zaufania. „Związek” położna – rodząca, to bardzo często więź pozostająca na całe życie.

Gdybyście mieli ochotę dowiedzieć się więcej na temat porodów domowych, myślę, że Kasia chętnie odpowie na Wasze pytania. A możecie ją spotkać np. na jej grupie na FB – Bocianówki – Położne dla Ciebie.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wspieraj nas za darmo