Mówią, że ciąża ciąży, poród porodowi a dziecko dziecku nierówne. I mają całkowitą rację. Dzięki Bogu!
Mając za sobą trzy ciąże i trzy porody muszę się przyznać, że z każdym kolejnym idzie mi coraz lepiej. 😂 Śmiałyśmy się z położnymi, że się rozkręcam. Na co mąż, że kupi teraz najbrzydsze z możliwych aut (typu, jak ja to nazywam, autobus), co by mi się kolejnych dzieci odechciało. 😂
Poród nr 1 i 2
O dwóch pierwszych moich porodach już pisałam w jednym z poprzednich wpisów. Zastanawiałam się w nim, czy można i czy warto przygotować się na poród. Jeśli chcecie wrócić do tego wpisu lub jeszcze go nie czytaliście, możecie znaleźć go TU. Nie będę się powtarzać i dlatego przejdę do najświeższych wieści. 😉
Poród nr 3
Znaczną część ciąży spędziłam na rozmowach z zaprzyjaźnionymi położnymi i czytaniu mądrych książek o porodzie. Do niedawna nie miałam zielonego pojęcia, że wartościowych książek o porodzie jest aż tak dużo! Naprawdę jest w czym przebierać, a o kilku z nich możecie również przeczytać TUTAJ.
Mimo, że się bałam (przecież nikt nie lubi, jak boli), to byłam przygotowana na ten poród zdecydowanie najlepiej. Chciałam urodzić siłami natury. Byłam gotowa nie na walkę, ale na wspólną drogę, którą przeszłam z maluchem, mężem i położną. Nie byłam sama w żadnym momencie. Wiem, że przeczytane książki i przegadane godziny z Kasią położną i położną Panią Beatką miały ogromny wpływ na moje podejście do tego porodu.
Coś, co mi dodatkowo pomogło, to (chcąc nie chcąc) kilkudniowy pobyt na oddziale patologii ciąży. Może brzmi dziwnie, ale muszę przyznać, że chyba pierwszy (i ostatni) raz w tej ciąży wyspałam się i po prostu odpoczęłam. Na oddział zgłosiłam się z własnej nieprzymuszonej woli. A to dlatego, że przy pierwszym śniegu poślizgnęłam się na własnym podwórku. Z Antkiem na rękach. Nic nam się nie stało. Ale upadłam częściowo na brzuch i przestraszyłam się bardzo. Za radą położnej mąż zawiózł mnie do szpitala, gdzie po badaniach okazało się, że z maluchem wszystko w porządku, a 4 cm rozwarcia mogą wskazywać na rychły poród.
Jak się okazało na rozpoczęcie akcji czekaliśmy jeszcze 3 dni. Noc z niedzieli na poniedziałek mimo, że przespana odbyła się już pod znakiem regularnych bóli krzyżowych. Rano miałam niestety wrażenie, że bóle zelżały. Podczas obchodu dowiedziałam się, że jeśli przy badaniu okaże się, że nadal nic się nie dzieje, ktg nic nie wykaże (bóle krzyżowe będą niewidoczne), to idę do domu.
Badanie wykazało niespełna 7 cm rozwarcia. „Pani Agato, Pani nigdzie dzisiaj nie idzie. Pani tu dzisiaj rodzi.” Balsam na me umęczone już ciążą ciało. 😉 Nie było już po co się kłaść. Zaczęłam deptać ścieżkę po korytarzu z nadzieją, że grawitacja zrobi swoje.
Przy skurczach co 3 minuty przeniesiono mnie na porodówkę. Niestety rozwarcie następowało bardzo powoli, i żeby przyspieszyć akcję zaproponowano mi oksytocynę, na którą się niechętnie zgodziłam. Staram się jednak wierzyć, że lekarz i położna znają się na rzeczy.
Po jakimś czasie przebito mi pęcherz płodowy. Rodząc Antka też miałam przebijany pęcherz. Mimo, że sama czynność niezbyt przyjemna, to sama w sobie nie boli. Ale skurcze, które potem następują… Przestajesz myśleć. Do tego momentu pomagało mi, gdy mąż do mnie mówił. O samochodach. 😂 Temat, który ciężko mu wyczerpać, więc nie musiał zbytnio wymyślać. Dla mnie skuteczne odwrócenie uwagi. Jednak od momentu przebicia pęcherza rozmowa przestała mnie interesować (delikatnie mówiąc), a jedyne co tyle o ile pomagało, to bardzo mocny masaż krzyża. Tu też przydał się mąż. 😘 I wiecie co? 5 minut. 5 minut drugiej fazy porodu. I było po wszystkim. Takich łez szczęścia i ulgi nie wylałam chyba przy żadnym porodzie. Odnoszę wrażenie, że przy każdym kolejnym rozczulam się coraz bardziej. 😂 😍 ❣️
Położna
Najważniejsza przy tym porodzie była dla mnie pomoc wspaniałej położnej. Pani Agnieszka nie tylko zapytała mnie o poprzednie porody, o nacięcie krocza, ale przede wszystkim wysłuchała mnie. Mówiła do mnie, nie oszukiwała, mobilizowała, kiedy było trzeba. Uszanowała mój strach i poprzednie doświadczenia. A najważniejsze, że nie nacięła krocza. Pękłam. Pęknięcie drugiego stopnia. Sporo szwów. Ale już w szpitalu wiedziałam, że nacięcie a pęknięcie – niebo a ziemia. Poprzednio nie dość, że długo byłam na tabletkach przeciwbólowych, miesiąc skręcałam się z bólu, miałam problemy z nietrzymaniem moczu. Nie wspominając o tym, że jakieś pół roku próbowałam sobie psychicznie z samą sobą poradzić, pogodzić się ze sobą. Tym razem bez większego problemu mogłam się poruszać. Po tabletce przeciwbólowej miałam wrażenie, że mogłabym startować w ZIMNARze. 😁
Z myślą, że to może (bo nigdy nie mów nigdy) mój ostatni poród, dotknęłam główki malucha jeszcze, gdy był w kanale. Pani Agnieszce będę wdzięczna do końca życia, że pomogła mi urodzić. Nie wiem, jak niektóre kobiety rodzą, rodziły same. Dla mnie to wsparcie było bezcenne.
Mąż
Mój mąż był przy mnie przy wszystkich trzech porodach naszych dzieci. Doceniam, że był i też będę mu za to zawsze wdzięczna. Gdy potrzebowałam, mówił do mnie. Jak była taka potrzeba – milczał. A gdy trzeba było, masował. Odpowiadał na moje potrzeby. Słuchał tego, co do niego mówiłam. Jego wsparcie – bezcenne. Cieszę się, że był z nami. I z porodu na poród stwierdzam, że też się chłopak uczy. 😉
Krótko, zwięźle i na temat
Ten poród będę zawsze wspominać z sentymentem. Jasne, że nie był przyjemny. Bolało. Bolało jak diabli. Ale był najbardziej zbliżony do tego, co sobie wymarzyłam czy też zaplanowałam. Jak to możliwe?
- Starałam się nie uciekać przed myślami o porodzie, tylko je przepracować w trakcie ciąży.
- Dużo czytałam wartościowej literatury.
- Znalazłam wsparcie wspaniałych kobiet.
- Wspierał mnie mąż, też bardziej doświadczony poprzednimi porodami i rozmowami ze mną w trakcie tej ciąży.
- Trafiłam na wspaniałą położną na porodówce.
Dziewczyny, życzę Wam samych DOBRYCH PORODÓW!