Skąd wiedziałam, że mam depresję?

W internecie i nie tylko można znaleźć multum publikacji na temat tego, czym jest depresja i jak są rozpoznać. Mimo to, często nie zdajemy sobie sprawy, że sami właśnie chorujemy na depresję. Lub po prostu nie dopuszczamy do siebie myśli, że nas to również może dotyczyć. Opowiem Ci, jak to wyglądało z mojej strony.

Jestem mamą. Mamą czwórki dzieci. Jestem żoną. Jestem kobietą, która ma swoje pasje, zainteresowania, ambicje, marzenia i cele. Które choć odsuwam na dalszy plan, one i tak we mnie kiełkują, ewoluują, a nawet „się realizują”, choćby małymi kroczkami (tiptopami). I mimo decyzji o stworzeniu przez nas dużej rodziny, nie zamierzam rezygnować z siebie.

Wtedy ledwo zmusiłam się do wyjścia z domu. Tu już po badaniu krwi Marceliny, z całą dziecięcą ekipą, karmię Marcelinę w aucie na parkingu pod szpitalem.
Wtedy ledwo zmusiłam się do wyjścia z domu. Tu już po badaniu krwi Marceliny, z całą dziecięcą ekipą, karmię Marcelinę w aucie na parkingu pod szpitalem.

Był jednak taki moment, tuż po narodzeniu się mojego czwartego dziecka, gdzie mimo wszystko prawie całkowicie zrezygnowałam z siebie. I o tym właśnie momencie chcę Ci opowiedzieć. Mam nadzieję, że ta opowieść Ci pomoże. W czym? Może w podjęciu decyzji dotyczącej leczenia, może w przyznaniu przed samą sobą, że to co czujesz, to nie jest zwykłe obniżenie nastroju. A może moja historia sprawi, że zauważysz przyjaciółkę, koleżankę, sąsiadkę, która codziennie walczy, by przetrwać i postanowisz ją wesprzeć, uratujesz ją…

Moja podróż zrozumienia i akceptacji tego stanu wcale nie była łatwa. Wierzę, że dzielenie się moją własną historią może pomóc innym, którzy mogą zmagać się z podobnymi wyzwaniami.

Kiedy to się zaczęło?

Nie mam pojęcia. Początkowo nie zdawałam sobie sprawy, że w ogóle coś jest nie tak. Owszem, chodziłam wkurzona, przeciążona, zmęczona. Myślałam, że spoko, dzieci przestaną chorować, zrobi się cieplej, laktacja się ustabilizuje, będzie ok. No nie było.

Czułam cholernie mocno, że wszystko, totalnie wszystko jest na mojej głowie. Chorujące dzieci (katary, kaszle itd.), gotowanie, zakupy (albo choćby listy zakupów), sprzątanie, wymiana opon w aucie, spacery z psem, rachunki. Do tego do końca czerwca prowadziłam kilka lekcji języka niemieckiego online w tygodniu. Nie zrezygnowałam z nich, mimo że był moment, w którym sama myśl o tych lekcjach wywoływała we mnie uczucie paniki i ochotę zakopania wszystkich urządzeń elektronicznych gdzieś w ogródku.

A kogo tu przyniosło?
A kogo tu przyniosło?

Codzienne zmęczenie, totalny brak motywacji i pesymizm wydawały mi się naturalną reakcją na trudne okoliczności w moim życiu. Dopiero przecież urodziłam dziecko, mam troje starszych dzieci, mąż długo pracuje, potem on też potrzebuje przecież odreagować stres i poświęcić trochę czasu na swoje hobby. Do tego przez całą ciążę pracowałam, narzuciłam sobie chyba kosmiczne wręcz tempo. Z perspektywy czasu stwierdzam, że chyba w ogóle wtedy nie odpoczywałam. Połóg też nie był dla mnie czasem odpoczynku.

I z czasem te trudne uczucia (smutek, żal, frustracja, strach, rozgoryczenie, zmęczenie) zaczęły we mnie narastać, a ja zamykałam się w sobie. To, co wcześniej mnie interesowało, pasjonowało, przestało mnie cieszyć. Wszelkie zwykłe codzienne czynności stały się cholernie męczące. A gdy ktoś mnie pytał, czego chcę, czego potrzebuję? Miałam totalną pustkę w głowie. Nie wiedziałam.

Widzisz mnie?
Widzisz mnie?

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie…

Nie miałam zielonego pojęcia, czego chcę. Jedyne, czego chciałam, to leżeć, spać, nic nie robić. Żebym w końcu mogła się położyć i nie robić nic, bo czułam się tak zajebiście zmęczona. Zmęczona fizycznie i mentalnie. Przede wszystkim mentalnie. I nie umiałam wytłumaczyć, ani sobie, ani bliskim, że to zmęczenie, to nie jest takie „zwykłe” zmęczenie. Jego się chyba nie da opisać. Kojarzysz takie obciążniki na ręce i nogi? Do ćwiczeń? Ja miałam wrażenie, jakbym cała była w tych obciążnikach. I jakby mi jakaś czarna mgła siadła w głowie.

Bardzo chciałam się gdzieś schować...
Bardzo chciałam się gdzieś schować…

I podczas, gdy zawsze mniej lub bardziej wiedziałam, czego chcę, dokąd zmierzam, dlaczego i po co to robię… Tym razem miałam ochotę wypłacić kasę z konta oszczędnościowego i zwiać na drugi koniec świata. Zakopać się w jakiejś jaskini, w piasku, śniegu (wszystko jedno), i żebym nie musiała z nikim rozmawiać. Żebym nie musiała nic robić. Żebym nie musiała udowadniać, że daję sobie radę. Chciałam nie musieć być silną, mądrą (mądrzejszą), zaradną, przedsiębiorczą… Przez chwilę chciałam być słaba. Nie musieć stawiać czoła życiu, jego trudom. Chciałam, żeby ktoś zdjął z moich ramion cały ciężar. Bardzo, bardzo chciałam, żeby ktoś się mną zaopiekował. Dosłownie. Żeby dosłownie ktoś wszedł i powiedział, że teraz on/ona tu rządzi, a ja mam się położyć i w końcu odpocząć…

Chciałam, żeby ktoś mnie objął, przytulił i nie wypuszczał z rąk. Żeby mi ktoś powiedział, że odwalam niesamowity kawał dobrej roboty, i że naprawdę nie muszę. Mogę usiąść, położyć się, wyspać, odpocząć.

Nie chciałam wtedy wychodzić na żadną kawę. Ja nie miałam siły na nic. Czasem nadal miewam chwile, gdy rozglądam się wokół i widząc to, co dzieje się w domu oraz mając na uwadze to, ile roboty wszelakiego rodzaju mam przed sobą, momentalnie czuję ciężar tego wszystkiego. To są chwile, gdy znów mam ochotę leżeć, spać i z nikim nie rozmawiać.

Dalej ciemno…

Wtedy bardzo unikałam jakichkolwiek kontaktów z ludźmi, sama bardzo rzadko inicjowałam jakiś kontakt, to mimo to były przy mnie dziewczyny, które nie pozwoliły pójść na totalne dno i wyciągały za uszy, jak tylko umiały. Mimo, że sama zaczęłam w którymś momencie czuć, że coś jest nie tak, moje przyjaciółki również mówiły mi wprost, że powinnam poszukać profesjonalnej pomocy.

Dobrze wiedzieć, że są obok ludzie, którzy w razie potrzeby wyciągną mnie z bagna...
Dobrze wiedzieć, że są obok ludzie, którzy w razie potrzeby wyciągną mnie z bagna…

Początkowo myślałam, że to depresja poporodowa. Nigdy nie myślałam o tym, by zrobić dziecku czy dzieciom krzywdę. Wręcz przeciwnie. To one motywowały mnie do tego, by w ogóle wstać z łóżka.

Zaczęłam unikać kontaktu z rodziną i przyjaciółmi, czując się przytłoczona i niezrozumiana. Moje samopoczucie wahało się między pustką a smutkiem. Z każdym dniem, wstać z łóżka stawało się prawdziwym wyzwaniem. To był moment, w którym zdałam sobie sprawę, że naprawdę coś jest nie w porządku.

To co dalej?

I wtedy z własnej ciekawości zrobiłam test Becka (tzw. skala depresji Becka) dostępny również online (choćby TUTAJ). Ten test robi się zwykle w ciąży i za każdym razem wydawało mi się, że to totalna ściema. W sensie, że nie wierzyłam, że ten test może mieć jakiś wymierny efekt. Odpowiadając jednak wtedy na te pytania, gdy było mi tak cholernie źle… Wynik jednoznacznie wskazywał na depresję i sugerował zgłoszenie się do specjalisty.

A to, co działo się dalej znajdziesz w kolejnym wpisie. 🙂 Mam wrażenie, że ten tekst bowiem już jest długi, dlatego zdecydowałam się podzielić go na dwie części.

Jednym zdaniem

Jeśli Ty również masz wątpliwości co do swojego stanu emocjonalnego, zachęcam Cię, abyś szukał/-a pomocy. Zrozumienie, że masz problem, to pierwszy krok do zdrowienia. Nie bój się porozmawiać z kimś zaufanym lub specjalistą. Pamiętaj, że nie jesteś sam/-a – istnieje wiele źródeł wsparcia dla tych, którzy potrzebują pomocy.

Dzielenie się tą historią jest dla mnie terapeutycznym doświadczeniem, ale mam również nadzieję, że może posłużyć jako źródło inspiracji i wsparcia dla innych, którzy zmagają się z podobnymi wyzwaniami. Nie zapominajmy, że każdy z nas może odnaleźć światło nawet w najciemniejszych chwilach. I choć, jeśli znajdujesz się w stanie depresji, to te słowa mogą Ci się zdawać puste, to wspólnie naprawdę możemy przekształcić nasze cienie w siłę i wzrost.

Z serca życzę Wam wszystkim zdrowia i odwagi w waszych własnych podróżach. Dziękuję, że podzieliliście ze mną ten czas. Do następnego razu!

Wasza Agata

P.S.

A jeśli spodobał Ci się dzisiejszy wpis lub któryś z poprzednich, może już nie raz skorzystałaś z tego, co u mnie znalazłaś, możesz postawić mi symboliczną kawę. 🙂 Każda kawa to bezcenna dla mnie wskazówka, że to, co tu piszę, przydaje się innym. A każde choćby i symboliczne „dziękuję” uskrzydla, jak nie wiem co. 🙂

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top