Są takie dni, że w mojej głowie krzyczę. Wrzeszczę wniebogłosy. Możliwe nawet, że dość „namacalnie” werbalizuję ten wewnętrzny krzyk. Zdarza mi się wrzeszczeć różne rzeczy. Ale są też słowa, zdania, wyrażenia, których unikam jak ognia
Dlaczego?
Bo wiem, jak mogą ranić.
Bo są takie rzeczy, których sama nigdy nie chciałabym usłyszeć. A podejrzewając, jakie spustoszenia potrafią zrobić w głowie dziecka (a czasem też dorosłego), staram się nie dopuszczać ich do swoich ust.

Co mam na myśli?
Nie chodzi tylko o oczywiste „jesteś głupi” czy „do niczego się nie nadajesz”.
Chodzi o te mniej oczywiste zdania, które na pierwszy rzut oka wydają się niewinne. A wcale takie nie są.
Kilka przykładów:
-
„Udało ci się” – niby komplement, a jednak zabiera dziecku sprawczość. Zamiast tego: „Dałaś radę” albo „Włożyłeś w to sporo pracy i wysiłku”.
-
„Nie przesadzaj” – czyli: twoje emocje nie są ważne. Lepiej: „Widzę, że to dla ciebie trudne” albo „Rozumiem, że się tak czujesz”.
-
„Tylko grzeczne dzieci dostają…” – czyli miłość i uwaga są warunkowe. A przecież nie są.
-
„Zobacz, jak Kasia potrafi, a ty nie” – porównania. Najprostszy sposób, by obciąć skrzydła i podważyć poczucie własnej wartości.
-
„Nie płacz, nic się nie stało” – a przecież stało się. Nawet jeśli tylko w jego świecie.
-
„Ja w twoim wieku…” – dzieci nie żyją w naszym „kiedyś”. One są tu i teraz.
Dlaczego to takie ważne?
Bo słowa zostają. Czasem na lata.
To, co powtarzamy dziecku codziennie, zapisuje się gdzieś głęboko – i później dziecko powtarza to sobie samo.
A jeśli zamiast „udało ci się” usłyszy „dałaś radę” – w dorosłym życiu łatwiej mu będzie powiedzieć sobie: „To dzięki mojej pracy, wysiłkowi, talentowi”.
Jeśli zamiast „nie przesadzaj” usłyszy „widzę twoje emocje” – nauczy się, że emocje są ważne i można je przeżywać.
Nie zapomnę jednego zdania, które ktoś bliski powiedział, gdy byłam dzieckiem: że mój brat jest inteligentny, ale leniwy, a ja z kolei nadrabiam pracą. Może ten ktoś ujął to trochę inaczej, może nawet miał dobre intencje. Ale co ja usłyszałam?
Usłyszałam, że jestem głupia. Że inni dostają pewne rzeczy „w pakiecie”, a ja muszę wszystko wyszarpać ciężką pracą. Że jestem niewystarczająca.
I wiem, że w słowach najtrudniejsze jest to, że nie mamy wpływu na to, jak ktoś je zinterpretuje, co naprawdę usłyszy. Mamy jednak wpływ na to, co wypowiadamy. Dlatego – choć wiem, że nie zawsze mi to wychodzi – staram się zatrzymać, zanim coś powiem. I wybrać słowa tak, by były bardziej mostem niż murem.
A Ty?
Zastanów się, jakie zdania pamiętasz z dzieciństwa?
Takie, które wciąż w Tobie siedzą – nawet jeśli już dawno mogłyby odejść?
Dlaczego zostały z Tobą? Dlaczego właśnie one?
P.S.
Jeśli trafia do Ciebie to, co piszę, zostań tu na dłużej.
Znajdziesz tu trochę normalności, trochę ciepła i trochę śmiechu przez łzy.
To nie jest blog o idealnym macierzyństwie.
To jest blog o mnie. O mamie, która stara się, jak może. Po swojemu, każdego dnia.
Jeśli ten wpis Cię rozbawił, poruszył albo sprawił, że poczułaś się mniej samotna w tym codziennym chaosie – możesz postawić mi choćby kawę. Każda kawa to bezcenna dla mnie wskazówka, że to, co tu piszę, przydaje się innym. A każde słowo uznania i to symboliczne „dziękuję” uskrzydla jak nie wiem co. 🙂



