Mama, to nie tylko mama, która przytula, całuje i pociesza. To nie tylko żona męża, która dba o dom w sensie dosłownym i przenośnym. To też kobieta pracująca, spełniająca się w różnych zawodach. Tym razem mam przyjemność przedstawić Wam kobietę-policjantkę. Silną, zdecydowaną, pełną pomysłów i z sercem pełnym dobra. Beata Borowicz, komisarz w Wydziale Prewencji KWP we Wrocławiu, a na stałe zamieszkała w Oławie.
1. Wzięłam sprawy we własne ręce, bo…
Zmieniając pracę zdecydowałam, że chcę pomagać innym, a do tego musi to być praca bardzo ciekawa i dynamiczna. Tę decyzję podjęłam 11 lat temu i do dziś cieszę się, że odważyłam się na to. Wcześniej podróżowałam z miejsca na miejsce. Byłam przedstawicielem handlowym, kierownikiem sklepu, dziennikarzem – nigdzie nie czułam się dobrze. 11 lat temu wstąpiłam do Policji i dziś uważam, że to była najlepsza decyzja. Uwielbiam swoją pracę. Przeszłam przez wszystkie jej etapy – od tzw. „krawężnika” przez Wydział Kryminalny po służbę prewencyjną. Od 6 lat pracuję w Wydziale Prewencji KWP we Wrocławiu. Jestem odpowiedzialna za pracę policjantów prewencji oraz działania profilaktyczne na terenie województwa dolnośląskiego. To bardzo trudna praca, ale niezwykle kreatywna i twórcza. To z poziomu Komendy Wojewódzkiej są wdrażane programy i zadania, które realizują wszystkie jednostki Policji, czy nawet szkoły. Dotyczy to także zajęć lekcyjnych, które powstają w porozumieniu z Dolnośląskim Kuratorium Oświaty.
TUTAJ możecie podejrzeć jeden z projektów, stworzony i koordynowany przez panią komisarz.
2. Dzień organizuję sobie…
zawsze tak, by był wypełniony maksymalnie. Wracając z pracy już mam w głowie milion pomysłów na popołudnie. Zaczynając od prac domowych, a skupiając się na sporcie. Uwielbiam aktywność fizyczną pod każdą postacią. Bieganie, rower, basen, workout, fitness, pilates, łyżwy – każdego dnia coś. Teraz niestety przechodzę kontuzję kolana po wypadku na nartach. To ciężki czas dla kogoś tak aktywnego jak ja. Ale już mam w głowie plan działania, jak tylko kolano się zagoi. Często inne kobiety pytają mnie – jak to możliwe, że mam na to wszystko czas? Wydaje mi się, że każda z nas ma w ciągu dnia tą jedną godzinę. Często łączę go z czasem spędzonym z dziećmi. Dzieci na rower, ja biegnę obok, wspólnie na rower, na basen, na łyżwy. Często wchodzę do domu po pracy i pierwsze pytanie, które pada z ust mojej młodszej córki Alicji brzmi: mamo, co dzisiaj robimy? Bo przecież i dla tych dzieci taka aktywność jest odskocznią od obowiązku nauki po szkole.
3. Na co dzień napędza mnie…
dobre serce i energia innych ludzi. Jak patrzę na biegające matki z wózkiem, seniorów na rowerach, młodzież na zajęciach workout – to myślę sobie, że to cudowne, że człowiek potrafi pokonać największą swoją wrodzoną słabość, jaką jest lenistwo i chęć zalegania w fotelu lub na kanapie. W pracy energii dodaje mi sił wiara, że można zrobić coś więcej, coś lepiej, coś inaczej. Ostatnio nagraliśmy spot radiowy w ramach kampanii społecznej, zaadresowany do seniorów. To było coś nowego, coś, czego policjanci raczej nie robią, a nam się to udało. Spot jest emitowany na antenie Radia Wrocław, Radia Ram, Radia Kultura, Radia Rodzina. Ale to wszystko dzięki dobremu sercu drugiego człowieka. Tomasz Leszczyński, Piotr Boratyński – pracownicy Teatru Muzycznego Capitol – to osoby, które zupełnie bezpłatnie, pomogły nam zrealizować to przedsięwzięcie. Mój mąż, Krzysztof Borowicz, wyprodukował cały spot. Dobrze się żyje w świecie, kiedy masz wokół siebie takich ludzi.
A gdybyście chcieli posłuchać owego spotu radiowego, znajdziecie go TU!
4. Największe wyzwanie w moim życiu to…
przebiec maraton. Mimo przeciwności losu – kontuzji biodra (złamanie pod chrzęstne kości udowej) mi się to udało! Z taką kontuzją – zrobiłam to. I już mi nikt nie powie, że w życiu czegoś nie można. Można wszystko. I to gdzie? W Rzymie. To było moje prywatne marzenie, żeby pobiec właśnie w tamtym miejscu. Rzym to miejsce święte, ludzie biegną tam maraton w intencji kogoś. To było tak wzruszające, jak ludzie z chorymi dziećmi na wózkach pokonywali ten morderczy dystans. W deszczu, w burzy, w upale, okropnym zimnie i chłodzie – 42 km po kostce brukowej. Tak się zmieniała pogoda podczas tych 4 godzin. Teraz, kiedy to zrobiłam, mam kolejne wyzwanie – chcę pobiec maraton poniżej 4 godzin! Ale do tego muszę wyzdrowieć i dobrze się przygotować. I już mnie w głowie podnieca ta myśl.
5. W swoim życiu najbardziej cenię sobie…
prawdę. Kocham ją pod każdą postacią. Uważam, że tylko ona pozwala człowiekowi żyć spokojnie. Czasami bywa tak bolesna, tak gorzka, aż pali wszystkie wnętrza, ale jest sobą. Najgorsze w życiu to kłamać i żyć w kłamstwie. Wszyscy wiemy, że każdy człowiek ma skłonności do tego, by czasem łgać. O ile robimy coś w dobrej wierze, dla dobra drugiej osoby, to jeszcze jestem w stanie to zaakceptować. Może dlatego to usprawiedliwiam, bo sama wielokrotnie byłam w takiej sytuacji. Bo jak powiedzieć umierającemu człowiekowi, że to koniec? Mówisz – „wszystko będzie dobrze, trzymaj się, jeszcze pójdziemy razem na piwo”, choć dobrze wiesz, że to kłamstwo. Ale w relacjach przyjacielskich, koleżeńskich, partnerskich, nie cierpię kłamstwa i udawania. Zresztą wszyscy, którzy mnie znają dość dobrze, wiedzą, że mówię to, co myślę. Mało tego, niejednokrotnie z ust innych usłyszałam coś, co mnie zabolało. Ale zawsze to mnie zmusza do refleksji i uważam, że tych ludzi mogę nazwać swoimi przyjaciółmi.
6. Siłę czerpię z…
dobrej atmosfery w domu. Jak człowiek ma spokojny dom, to ma wszystko. Jak w tym domu jest zdrowie, dobre porozumienie, to już nic nie jest w stanie go zatrzymać. To jest największa siła – wsparcie najbliższych. Dlatego zawsze będę walczyć o dobrą energię w domu, choć wszyscy wiemy, że czasem jest tak trudno. Nawet w domu rodzinnym pojawiają się problemy. Ale trzeba się starać, trzeba zrobić wszystko, by na końcu móc powiedzieć: „nie wiem, co jeszcze mogłabym zrobić, zrobiłam, co mogłam”.
7. Gdybym nie robiła tego, co robię teraz…
Nie wiem, co powiedzieć, bo nawet nie mam takiego wyobrażenia w swojej głowie. Robię wszystko, co chcę, jak przestanę chcieć to zapewne pojawią się inne pomysły na „chcę”. ☺
8. Na moim „podwórku” brakuje mi…
Wciąż mam niedosyt, jeśli chodzi o ścieżki rowerowe. Choć widać jak to w Oławie się zmienia. Ostatnio spojrzałam na rodziny z dziećmi na rowerach, które podróżują wokół Oławy, a kończą w lodziarni. To cudowne, że rodzice pokazują dzieciom alternatywę spędzania wolnego czasu. W dzisiejszym świecie zdominowanym przez komórki, telewizor, Internet to bardzo trudne zadanie. Dlatego im więcej możliwości podróżowania na rowerze, tym lepiej.
9. Macierzyństwo to…
największe wyzwanie. To najdłuższy proces w moim życiu, w którym ciągle zmieniam kierunki działania. Zmieniam, urozmaicam i naprawiam siebie, by być coraz lepszą, by moje dzieci mogły kiedyś powiedzieć, że przez całe życie czuły, że robiłam dla nich absolutnie wszystko.
10. Macierzyństwo nauczyło mnie…
pokory. Tego, że na tym świecie są ważniejsze osoby, niż ja sama. Dziś mam nastoletnią córkę, która już prawie jest dorosłą osobą i w dalszym ciągu uczy mnie patrzenia na świat przez jej okulary. To niezwykle trudne zdanie, wytłumaczyć i pokazać dziecku, że się myli, patrząc na jego upadki. I myślisz wtedy, czy można inaczej? Moja mama zawsze powtarzała, małe dzieci – mały kłopot, duże dzieci – duży. Jeszcze wtedy tego nie rozumiałam, dziś dokładnie znam to znaczenie. I tylko słowo kłopot zamieniłabym na „świat”. Świat małego dziecka i jego potrzeb jest cudowny, to Ty, Wy, jako rodzice jesteście absolutnie wszystkim. Potem w tym świecie, jak w spektaklu, pojawiają się inni ludzie. Aż pewnego dnia okazuje się, że tę sztukę reżyseruje jeszcze ktoś inny. I jak tu zrobić, by to Twoja scena była finałem sztuki?