Wciąż zdarza mi się usłyszeć, że muszę być silna. I to niezależnie od tego, jak życie się układa i jakie sytuacje mnie spotykają. Zwłaszcza skoro jestem rodzicem, partnerką, osobą prowadzącą własną firmę – lista obowiązków, oczekiwań i powinności wydaje się nie mieć końca. Ale czy naprawdę muszę być silna? Dla siebie? Dla innych? „Muszę” to przecież tak silne słowo – zakłada obowiązek, presję, brak wyboru. A przecież siła i słabość nie są sobie przeciwstawne. To część życia, które przeplata różne emocje.
Czym jest siła, a czym słabość?
Siła – czy to fizyczna, czy emocjonalna –może kojarzyć się z nieustępliwością, wytrwałością, zdolnością do pokonywania trudności. Siła to cecha pozytywna, ale czy jej przeciwieństwem jest słabość? Czy smutek, zmęczenie, złość albo poczucie bezsilności oznaczają, że jestem słaba? Psychologowie podkreślają, że każda emocja jest ważnym sygnałem. Smutek może skłaniać do zatrzymania się i zadbania o siebie, złość pokazuje, że coś jest dla mnie istotne, a zmęczenie przypomina, że ewidentnie potrzebuję odpoczynku. To wszystko są mechanizmy przystosowawcze, a nie oznaki braku siły.
Z czego wynika presja, by być silną?
Współczesne społeczeństwo oczekuje od każdego produktywności i efektywności, a kult „silnego człowieka” zakorzenił się głęboko w ludzkiej mentalności. A już zwłaszcza w Polkach, wychowywanych na micie Matki Polki. Już będąc małą dziewczynką uczymy się, że łzy i trudności trzeba ukrywać, bo pokazują, że jesteśmy słabe. Kto płacząc choćby raz nie usłyszał w życiu, „nie zachowuj się jak baba”? Albo „chłopaki nie płaczą”, „taka ładna dziewczynka, a płacze”! I wielu, wielu podobnych zdań? A jednak badania pokazują, że tłumienie emocji nie prowadzi do niczego dobrego – wręcz przeciwnie, jest źródłem stresu, który długofalowo może wywoływać zarówno problemy psychiczne, jak i fizyczne. Profesorowie psychologii, tacy jak choćby Brené Brown, mówią o sile, jaką daje autentyczność, czyli pozwolenie sobie na wyrażanie emocji, bez względu na to, czy są pozytywne, czy negatywne. Bycie prawdziwą, a nie „silną” za wszelką cenę, jest źródłem zdrowia emocjonalnego i psychicznego.
Silna matka, silna kobieta – a może po prostu autentyczna?
Jak wiele kobiet, tak i ja w roli matki, córki, żony, przyjaciółki czy przedsiębiorczyni mierzę się z wieloma wyzwaniami. Jestem w końcu odpowiedzialna nie tylko za siebie, ale też za innych. Ale czy to naprawdę oznacza, że muszę być niezłomna każdego dnia? Czy płacz przy dzieciach albo wyrażenie frustracji to oznaka słabości? Okazuje się, że wręcz przeciwnie. Dzieci uczą się właśnie od nas, jak sobie radzić z emocjami, więc jeśli nie pozwalam sobie na ich wyrażenie, jak nauczą się, że to jest w porządku? Pokazanie dzieciom, że ich mama czasem ma gorszy dzień, że także odczuwa smutek czy zmęczenie, jest dla nich autentyczną lekcją akceptacji i zrozumienia dla siebie samych. A także wstępem do nauki empatii wobec siebie samej, samego, a także wobec innych ludzi i ich uczuć.
Co mówi nauka o emocjach i autentyczności?
Badania psychologiczne i socjologiczne pokazują, że autentyczne przeżywanie emocji i pozwolenie sobie na bycie „słabą” jest nie tylko korzystne dla zdrowia psychicznego, ale i buduje głębsze więzi z ludźmi. W 2016 roku przeprowadzono badanie, które wykazało, że tłumienie emocji może prowadzić do długotrwałego stresu i obniżonego poczucia własnej wartości. Osoby, które pozwalają sobie na bycie autentycznymi, czują się bardziej szczęśliwe, a także budują bardziej satysfakcjonujące relacje z innymi (Po więcej danych możesz zajrzeć pod ten link: Psychoterapia/ „Style radzenia sobie ze stresem, samoocena i nadzieja na sukces u osób w okresie późnej dorosłości o odmiennej specyfice bilansu życiowego”).
Autentyczność nie jest równoznaczna ze słabością, a wręcz przeciwnie – wymaga odwagi, by powiedzieć „potrzebuję wsparcia”, „dzisiaj nie dam rady” lub „jestem smutna”. Wykazanie się siłą nie musi oznaczać ciągłego zaciskania zębów i udawania, że wszystko jest w porządku. Siła to także umiejętność proszenia o pomoc i akceptacji tego, że nie wszystko muszę robić sama.
Jednym zdaniem
Czy naprawdę więc muszę być silna?
Nie muszę. Mogę być silna, kiedy tego potrzebuję, ale mogę też być zmęczona, zagubiona czy nawet załamana. Siła jest wyborem, nie obowiązkiem. Dlatego odpuszczam sobie przymus bycia „silną” w każdym momencie i pozwalam sobie na prawdziwość – na emocje, które pojawiają się każdego dnia. Chcę, by moje życie było pełne, a nie jedynie „silne”.
Pozwalanie sobie na słabość jest wyrazem troski o siebie. I jeśli to oznacza, że wybiorę prawdziwość zamiast pozornej „siły” – to właśnie jest mój wybór. Być może jest on jednocześnie największą siłą, jaką mogę pokazać sobie i przede wszystkim – moim dzieciom.
P.S.
A jeśli spodobał Ci się dzisiejszy wpis lub któryś z poprzednich, może już nie raz skorzystałaś z tego, co u mnie znalazłaś, możesz postawić mi symboliczną kawę. 🙂 Każda kawa to bezcenna dla mnie wskazówka, że to, co tu piszę, przydaje się innym. A każde słowo uznania i choćby symboliczne „dziękuję” uskrzydla, jak nie wiem co. 🙂