Testujemy pieluszki wielorazowe – tydzień nr 1

W co ja się znowu dałam wkręcić?! Pytam sama siebie. 🙂 Raz nieopatrznie rzuciłam, że no w sumie mogłabym spróbować. I nie odpuścili już. No żyć nie dali. 😉 I od tygodnia testujemy, jak to jest nie korzystać ze „zwykłych” pieluch, tzn. „pampersów”. Od tygodnia jesteśmy „eko”, a Miłosz, nasz dzielny tester, pomaga nam w testowaniu pieluszek wielorazowego użytku. Chcecie wiedzieć, jak nam idzie? 😀

Tydzień temu dotarłam w końcu do Wypożyczalnia wielorazowa – Oława i okolice. I tak, wypożyczyłam zestaw pieluszek wielorazowych. Mieliśmy zacząć dużo wcześniej, jak Miłosz był jeszcze malusi, co by się na zestaw dla noworodków załapać. Ale przede wszystkim w związku z dość chorowitym okresem zimowo – wiosennym musieliśmy zweryfikować nasze (no dobra, w sumie moje) plany. Ostatecznie tak, dałam się zwerbować. ;-P Podpisanie umowy, przekazanie zwrotnej kaucji, odebranie „zestawu” pieluch i voilà – zaczynamy!

Dzień nr 1

Jak się w tym do jasnej ciasnej połapać?! Za dużo tego. Jakieś kieszonki, formowanki, wkłady, PUL-e, wełna. Jasny gwint. Mam wrażenie, że dostanę oczopląsu. A po głowie telepie mi się myśl (tak jmtroche częściej niż tylko czasami), po jakiego grzyba dałam się w to wciągnąć?!

Przecież dobrze mi jest z pampersami. Wygodnie mi no. Co prawda słucham czasem wiadomości i jakąś tam świadomość mam. Także wiem, że pieluchy jednorazowe rozkładają się setki lat i stają się coraz wiekszym problemem. Ale dlaczego właśnie ja?! Staram się być „eko” na inne sposoby. Po co dokładać sobie roboty jeszcze tymi pieluchami?

Dzieci zrobiły mi porządek
Dzieci zrobiły mi porządek

Jak by nie było, przynajmniej mamy pierwsze koty za płoty.

Dzień nr 2

Wszystko w końcu poukładałam. Niestety porządek długo nie potrwał. Antoś umiejętnie się wszystkim zajął.

Chyba nie będę już układać. Ilość „syzyfowej pracy” przy dzieciach czasami mnie przeraża. I totalnie demobilizuje. Mam ochotę w ogóle przestać sprzątać. Sprzątam, sprzątam, a efektów wciąż brak.

A wracając do pieluch. Muszę przyznać, że kolory mają piękne. Uwielbiam kolorowe rzeczy. Te pieluchy cieszą oko. Na lato i upały jak znalazł! Na razie raz mi się zdarzyło, że trzeba było malucha po całości przebierać, bo się górą przesikało. I jakoś s, czego lnie często też tych pieluch nie zmieniam. Hmm… A może zmieniam je za rzadko?

No dobra. Kolory mają boskie!
No dobra. Kolory mają boskie!

Dzień nr 3

No jakoś to idzie. Wkład + otulacz lub wkład + pieluszka-kieszonka. Coś tam zaczynam chyba rozróżniać.

Pisałam już, że kolory tych pieluszek mnie zachwycają. Nie podejrzewałam, że będzie o tyle mniej śmieci! Serio. No niby wiedziałam, że będzie mniej. Ale żeby aż tyle! Do tej pory kosz ze zbiorczymi śmieciami (czy też resztkowymi) musieliśmy wynosić prawie codziennie. Teraz nawet co drugi dzień bywa za często (nie zdążamy naśmiecić). Nie dość, że zużywam mniej pieluch, to i nawilżanych chusteczek! A o tym w ogóle wcześniej nie pomyślałam. Malucha przemywam w wannie lub bidecie. Do tej pory nie zdarzyło mi się przewijać go w żadnym miejscu publicznym. Hmm… Gdzie ja go umyję, jak będziemy np. w parku?

Dzień nr 4

Zastanawiam się od wczoraj, czy rzeczywiście tak jest, czy tylko mi się zdaje… Ale chyba rzeczywiście tak jest. Może głupio zabrzmi, ale jeszcze żadne z moich dzieci takiej ładnej pupy nie miało. No wiecie, żadnych krostek, choćby delikatnego zaczerwienienia. Nic. No tylko umyć i całować. 😉 I uświadomiłam sobie, że przecież czytałam, że pieluszki wielorazowe zdrowe są nie tylko dla środowiska, ale także z perspektywy dziecka (!). Zaczęłam przeglądać strony producentów i olx w poszukiwaniu pieluch. Mąż trochę się wzbrania. Ale pracujemy nad tym. 😉 Muszę jednak przyznać, że tacy totalnie Eko to nie jesteśmy. Nie odważyłam się jeszcze zamontować wielorazowej pieluszki na noc. Muszę się przemóc.

Dzień nr 5

Aj, zapomniałam wspomnieć, że jedno pranie za nami! Kolejne w pralce. Używam tego proszku, co zawsze. Odkąd urodziła się Anielka wszystko piorę w Loveli. Odpowiada mi cenowo, zapachowo i pierze też nieźle. Ze względu na nasze problemy ze skórą boję się przerzucić na mocniejszy proszek, a nie mogę się przekonać do płatków mydlanych.

Wracając do pieluch. Wyprałam, powiesiłam, wyschły, używam dalej. Ten wielki wór z ogromną (mam wrażenie) ilością pieluch, wkładów i nie wiadomo czego jeszcze chyba jednak nie był potrzebny.

Wielki wór
Wielki wór

Dzień nr 6

Przy prawie każdym spotkaniu jakiejś babci nasłucham się cały przysłowiowy worek o tym, jak to my mamy dobrze, że pieluchy jednorazowe, że wyrzucam i nie muszę się martwić o pranie, suszenie, przesikane ciuchy malucha, itp, itd. Hmm… Kiedyś pewnie było tak strasznie z tymi pieluchami. Kiedy była tylko tetra, agrafki i nic więcej. Teraz pieluchy wielorazowe nabierają totalnie innego wymiaru. Są normalnie wygodne! Ich zakładanie okazuje się żadną filozofią. Gdy masz wkład i otulacz, wkład wymieniasz za każdym siku, otulacz (jeśli się nie zmoczy) dopiero za 2-3 razem. Jest jedna pieluszka na rzepy i podoba mi się bardziej niż te na napy. Te napy ciężko mi się zapina, bo Miłosz nie chce na plecach grzecznie leżeć. Zmieniamy pieluchy w tak różnych pozycjach, na brzuchu, na pół siedząco, pół leżąco, stojąco. Jak się da. Więc rzepy są szybsze i łatwiejsze w obsłudze.

BabYetta z rzepami
BabYetta z rzepami

Dzień nr 7

Chyba mi się spodobało.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top