Święta, a potem szybko zbliżający się koniec roku, to nie tylko czas sprawunków wszelakich. To także czas zadumy. To czas, kiedy staramy się dbać o atmosferę świąt. Tak, aby w ferworze świątecznych przygotowań, nie zapomnieć o tym, co najważniejsze. Czasem przychodzi też moment, w którym zastanawiamy się, czy mama i tata, to wciąż te same dwie osoby? Z żony i męża staliśmy się mamą i tatą.
Czas świąteczny, zaczynający się od przygotowań różnej maści, zaczynając od porządków, zakupów, poprzez gotowanie i robienie prezentów, bywa czasem pięknym, ale i niełatwym. Ilość obowiązków i rzeczy do zrobienia nie jednego potrafi przerosnąć albo przynajmniej przysporzyć bólu głowy. Dzięki pomocy rodziny, podziałowi obowiązków można choć trochę zniwelować stres i czerpać radość ze wspólnej pracy. Jednak czas ten, to także czas zadumy. Zadumy nad życiem, w którym przyszło nam odgrywać pewne role.
Mąż i żona
Pamiętam jeszcze ten czas, kiedy byliśmy tylko we dwoje. Niby nie tak dawno, bo ślub wzięliśmy osiem lat temu. A jednak przez ten czas wydarzyło się trochę rzeczy. Zmieniliśmy pracę (niektórzy więcej niż raz), wybudowaliśmy dom, staliśmy się rodzicami. Ale zanim to wszystko nastąpiło, mieliśmy głównie siebie. I mimo, że praca, czy też budowa domu, zajmowały sporo miejsca w naszym ówczesnym życiu, to nie mieliśmy problemu ze znalezieniem czasu tylko dla nas. Mimo, że ja pracowałam w biurze i po pracy tęskniłam za świeżym powietrzem, a On 8 godzin pracy spędzał na dworze i po pracy chciał w końcu usiąść w domu. Jakoś potrafiliśmy to pogodzić.
Wchodząc w związek małżeński byliśmy parą już od kilku lat. Mieliśmy już jakąś wspólną przeszłość. Zawarcie związku małżeńskiego tylko nas dopełniło. Było wisienką na torcie, jak to się ładnie mówi. Nie, życie nie było tylko różowe. Nadal pojawiały się sfery, w których trzeba się było dotrzeć. Jednak nie przypominam sobie, żeby znalezienie czasu dla mnie, dla niego i dla nas, było problemem. Był czas i miejsce na przestrzeń dla każdego z nas z osobna. I na naszą wspólną.
Mama i tata
Nadszedł jednak czas, gdy pojawiły się dzieci. Był to moment, na który czekaliśmy. Z perspektywy czasu mogę jednak przyznać, że chyba nie ma nikogo, kto by się na dzieci decydował z pełną świadomością. Bo jak można być świadomym czegoś, czego się nie zna?
Dziecko, najpierw jedno, potem dwoje, troje. Dzieci „zmusiły” nas do przewartościowania naszego życia. Wiele rzeczy, dotychczasowych aktywności stało się prawie lub po prostu niemożliwe. Bez stałej pomocy kogoś z zewnątrz najzwyczajniej w świecie nie jesteśmy w stanie wszystkiego zrobić z dziećmi. Może moglibyśmy więcej, bardziej. Tylko mamy podejrzenie, że okupilibyśmy to pewnym kosztem.
Żłobek, przedszkole, rehabilitacja, zajęcia dodatkowe dzieci, lekarz, przychodnia, szczepienia, zakupy, jakieś święta, uroczystości… I gubi się człowiek gdzieś po drodze. Przychodzi wieczór, dzieci zasypiają… A Twoje plany zwojowania świata, zajęcia się domem, sobą, mężem… Cóż. Zasypiają razem z Tobą. Na fotelu w dziecięcej sypialni.
Ja i Ty – czy to wciąż MY?
Nie powiem Wam, jak to zrobić. Jak w tym ciągłym kołowrotku codziennych spraw nie zgubić się nawzajem. Bo sami jeszcze tego nie ogarnęliśmy. Sami borykamy się z notorycznym brakiem czasu na dosłownie wszystko. My także jesteśmy przede wszystkim rodzicami. Może zgubiliśmy siebie gdzieś po drodze. Ale dzieci rosną. Wierzę, że kiedyś podrosną na tyle, że znów będziemy mogli znaleźć siebie. I na te święta nam i Wam tego właśnie życzę. Nawet jeśli gdzieś się zgubiliście, szukajcie drogi powrotnej. Może odkrywanie siebie na nowo będzie jeszcze bardziej emocjonujące niż na początku?
Podstawą rodziny, na której budujemy życie swoje i naszych dzieci, jesteśmy my – rodzice, ja i On. Bez solidnych podstaw będzie trudno. Dlatego dbajmy o nas.
P.S.
Tekst powstał w ramach akcji Wspólne blogowanie przy choince, o którym możecie przeczytać na FB lub u Pauliny na blogu. Wspólne blogowanie jest wspólną akcją blogerów już od kilku lat organizowaną przez właśnie Paulinę z bloga Oli Loli New Life.