Mimo, że poród to poród, każda z nas ma inne doświadczenia. Poród porodowi nie jest równy. Ile dzieci, tle porodów.
Początki
Tuż przed porodem było trochę nerwowo, ponieważ bałam się, czy zdążę na czas do szpitala. Czy będę wiedziała, to już? Czy skurcze są prawidłowe? I co najważniejsze, czy z dzieckiem jest wszystko dobrze? Wiadomo, że dzidzia ma mało miejsca i mniej się rusza. To było najgorsze. To moje pierwsze dziecko.Miałam 39 lat.
Ciąża przeszła wzorowo. Starałam się też nie panikować, tym bardziej że moje dwa terminy podane przez lekarzy minęły. Narzeczony naciskał, żeby jechać do szpitala zrobić KTG. Czułam się dobrze i nie widziałam potrzeby. Chciałam zaczekać jeszcze 1 dzień i zobaczyć, co się wydarzy. Niestety zostałam wsadzona w samochód i zawieziona do Oławy. Tam zajęto się mną bardzo dobrze. Wiadomo, najpierw papierologia i badanie. Po badaniu dostałam pierwszych skurczy, więc przyjęto mnie już na oddział. Przyszła mnie jeszcze zbadać pani doktor i to ona ostatecznie zadecydowała, że zostaję w szpitalu. Nie spodobało mi się jej podejście. Może miała ciężki dzień w pracy, ale nie powinna tak się odzywać. Pani doktor zrugała mnie, że cytuję: „Przyjeżdżacie do szpitala nieprzygotowane! Nic nie wiecie!” Użyła liczby mnogiej, że „My Kobiety.” Miałam wielką ochotę coś jej odpyskować, ale ugryzłam się w język. Pewnie wolałaby, żebym przyjechała już z regularnymi skurczami. Potem na wizytach porannych ta sama doktor była już bardzo miła. Skurcze miałam przez całą noc, do południa następnego dnia. Jedna położna, która podpięła mnie pod KTG, była dla mnie szczególnie miła i to dzięki niej szybciej znalazłam się na porodówce, bo lekarz chciał jeszcze zaczekać. Na porodówce tymczasem trafiłam na położną – Anioł Kobietę. 🙂 Każdemu życzę takiego wsparcia. To ona wiele mi wyjaśniła. Uspokoiła.
Porodówka
40 tydzień ciąży i 2 dni. Gdy się w końcu zaczęło, to mój narzeczony zgłodniał i wcinał sobie kanapeczkę przygotowaną wcześniej przeze mnie. 🙂
Położna wszystko mi mówiła, co się dzieje i co będzie się działo. Monitorowała mnie. Na sali była też studentka. Bardzo miła i widać było, że też się denerwuje. Studentka wkłuwała mi się z wenflonem, żeby podłączyć oksytocynę. Niestety nie szło jej zbyt sprawnie i zadała mi taki ból, że już później nie zgodziłam się, żeby cokolwiek koło mnie robiła. Ale nie było z tym problemu. Najwidoczniej to były jej początki. Miałam do dyspozycji piłkę i bardzo pomagało mi skakanie na niej, podczas gdy przychodziły skurcze. Z innych sprzętów nie korzystałam, bo piłka mi wystarczyła, ale do czasu… Podano mi oksytocynę, żeby przyspieszyć akcję porodową. Zadziałało. I to jak!
Przy porodzie naturalnym gaz wziewny podawany jest tylko, jeśli sobie tego życzę. W planie porodu zaznaczyłam, że nie chcę, chyba że sama o to poproszę.
Akcja porodowa była ciężka. Z początku jakoś to szło. Ale synek nie bardzo chciał wyjść. Skurcze miałam tak bolesne, że myślałam, że zejdę z tego świata. Nie zdążyłam poprosić o gaz, a położna już go przyniosła. Na całe szczęście, bo jak raz go użyłam, to już się z nim nie rozstawałam. 🙂
Jestem mało odporna na ból, ale mimo to bardzo chciałam rodzić naturalnie. Niestety dzidzi było ciężko przejść przez kanał rodny. Pod koniec darłam się jak opętana, to przynosiło mi po prostu w jakimś stopniu ulgę. Miałam wrażenie, że nie jestem już w stanie wytrzymać tego bólu. Mój narzeczony był bardzo dzielny i bardzo mi pomagał i wspierał. Bez niego byłoby mi bardzo ciężko. Lekarz chciał, żebym jeszcze próbowała, ale na szczęście moja wspaniała położna tak wszystko załatwiła, że w końcu zdecydowano o cesarskim cięciu. Drogę na salę operacyjną wspominam jako jeden, okropny ból. Nie miałam gazu. 😉 A przy skurczach jednak przynosił mi on ulgę. Niestety zanim dostałam znieczulenie, to miałam wrażenie, że mam skurcz za skurczem.
Bałam się, jak wkłuwano mi się ze znieczuleniem, bo skurcze nie odpuszczały. Ale jakoś to poszło. I o dziwo, wkłucie nie było takie straszne, jak to opisywały kobiety w internecie. Obawiałam się tylko, że gdy mi się wkłują, to się poruszę, bo akurat skurcz mnie złapie. Po znieczuleniu – ulga. Nie czułam już nic. Nareszcie. 🙂
Podczas dalszego przygotowywania do cięcia, byłam już spokojniejsza. Wyczekiwałam synka i wszystko poszło sprawnie. Uczucie podczas samego zabiegu było dziwne, bo czułam się tak, jakby ktoś wyszarpywał mi coś z brzucha. Niezbyt miłe doznanie. Poprosiłam anestezjologa, żeby rozmawiał ze mną, bo zaczynałam się niepokoić. I dostałam drgawek. Nie mogłam opanować trzęsących się rąk, co (powiedziano mi) jest normalną reakcją podczas cięcia. Gdy już wyciągnęli synka, mały nie płakał. Przestraszyłam się i zapytałam, czy wszystko jest ok. Zapewniono mnie, że jest wszystko dobrze. Atmosfera podczas zabiegu była spokojna i według mnie wszystko poszło szybko i sprawnie. Po jakimś czasie przyniesiono mi synka i przyłożono mi go do policzka. Cudowne uczucie móc go w końcu dotknąć i wtedy byłam już spokojna że synek ma się dobrze.Przytuliłam go, ucałowałam. Gdy synka zbadano, trafił w ręce tatusia. Nasza położna zrobiła mu kilka zdjęć. Tatuś jak wziął synka w ramiona, to rozpłakał się jak dziecko. Tak sam mi potem powiedział. Mnie zabrano na salę pooperacyjną. Tam przyniesiono mi jeszcze synka i przystawiono do piersi. Złapał od razu i zaczął ja ssać. Był też z nami tatuś synka. Po jakimś czasie zabrano malucha, a narzeczony pojechał do domu. Ja musiałam odpocząć. Nie mogłam uwierzyć, że już jest po wszystkim. Nie mogłam się doczekać rana, aż znowu zobaczę synka. Chciałam już go mieć cały czas przy sobie. Pamiętam, że strasznie chciało mi się pić. Ale po cięciu cesarskim nie można. Narzeczony zwilżył mi tylko usta glukozą. Nad ranem zaczęłam powoli ruszać nogami, bo znieczulenie już puszczało. Dziwne uczucie. Nigdy wcześniej nie byłam w szpitalu.
Oddział noworodkowy
Rano położna też była bardzo miła, przyszła po mnie z wózkiem inwalidzkim. Najgorzej było wstać z łóżka, ale położna mi pomogła i ostatecznie z wózka nie skorzystałam. Poszłam o własnych siłach, mimo że rana po cięciu bardzo bolała. Jeszcze jeden dzień odpoczywałam. Podawano nam na oddziale tabletki przeciwbólowe. Piszę nam, bo na sali byłam z miłą dziewczyna, która też była po cięciu. W momencie, gdy ja rodziłam, ona leżała w boksie obok i czekała na zabieg cięcia. Gdy wyciągnęli jej malucha, słyszałam jak płacze. Wtedy i ja ze szczęścia się rozpłakałam. Nieistotne, że to nie moje dziecko, ale kolejny maluch, który zawitał na naszym świecie. A to jest po prostu cud.
Na oddziale zajmowano się nami dobrze, co chwilę ktoś do nas przychodził. Były bardzo miłe położne i niektóre mniej miłe. Jedzenie powiedziałabym, że było średnie, ale mimo to zjadałam wszystko, co było. Tak byłam głodna, choć pamiętam, że zupy były nawet smaczne. Po dobie dostałyśmy nasze dzieci i trzeba było sobie radzić. Uderzyło mnie to, że nikt nie zapytał, czy wiemy, jak przewijać. Nie każdy miał okazje to kiedyś robić. Ja miałam jakieś doświadczenie, bo pomagałam siostrze przy 3 dzieci, ale to było ponad 25 lat temu. Niby nic, ale człowiek cały obolały i dzieciątko takie malutkie. Bałam się ruszyć synka. Był taki malutki! Przyjrzałam się położnej, jak go przewijała i jakoś poszło. Potem przyniesiono mi synka do karmienia i zaczął się horror. Pierwszy raz załapał na pooperacyjnej, potem było już ciężko. Położna laktacyjna pokazała mi co i jak, pomagała, ale nie wszystkie panie takie były. Jedna szczypała mnie w piersi przystawiając syna, wtedy miałam ochotę uderzyć ją po rękach.
Trochę się rozczarowałam, jeśli chodzi o opiekę poporodową w Oławie. Na zmiany do pracy przychodziły różne panie i tylko 2 osoby po zmianie przyszły od razu i zapytały, jak mamy się czują. W każdym razie w międzyczasie zrezygnowałam z karmienia piersią. Położna laktacyjna doradziła mi, żebym trzymała małego długo przy piersi, żeby uczył się ssać. To doprowadziło jednak do tego, że zmasakrował mi sutki. Porobiły się okropne rany. Próbowałam potem jeszcze ściągać laktatorem, ale już nie dawałam rady z bólu i dostałam tabletki na zatrzymanie laktacji. I tylko 2 Panie zainteresowały się moimi piersiami, które pomagały, żeby nie doszło do zapalenia. Płakałam strasznie z tego powodu, że nie mogę karmić. Biłam się z myślami i przeklinałam położną, która kazała trzymać synka przy piersi tak długo.Miałam też pretensje do siebie, że za mało poczytałam o karmieniu. Poza tym incydentem mogę polecić rodzenie w oławskim szpitalu.
Metryczka
Kto: Alex
Kiedy: lipiec 2019
Waga: 3100 g
Gdzie: Zespół Opieki Zdrowotnej w Oławie (Oława, Kamila Baczyńskiego 1)
P.S.
Jeśli chciałabyś podzielić się swoją historią i rodziłaś w jednym z wyżej wymienionych szpitali, odezwij się mailowo (smartasy.olawa@gmail.com) lub przez fanpage FB @smartasy.olawa.