Historia porodowa #22 | historia Marzeny

Dwa porody, dwie historie, jeden wspólny mianownik. Ja.

Bo każda historia jest na wagę złota.
Fot. pixabay

Początki | poród pierwszy

Kiedy opisuję moją drogę do macierzyństwa, starsza córka kończy za chwilę 3 lata, a młodszy syn 4 miesiące. Urodzili się oboje dzień po dniu, jakby pominąć miesiąc i rok ich narodzin. Podczas mojej pierwszej ciąży wybrałam szkołę rodzenia prowadzoną przez położną przyjmującą porody domowe i mogę powiedzieć, że od tego momentu rozpoczęła się moja droga pracy z ciałem, ze świadomością siebie w porodzie. Zaczęłam dużo czytać na temat porodów naturalnych. Im bliżej rozwiązania tym bardziej wiedziałam, że chcę rodzić siłami natury, w swoim własnym rytmie, z położną, która uszanuje moje potrzeby. Ze względu na sytuację mieszkaniową, jaką mieliśmy w okresie pierwszej ciąży, poród domowy nie był możliwy. Szukałam więc szpitala z pokojem narodzin. Znalazłam taki w Oleśnicy. Kiedy go zobaczyłam i porozmawiałam z położną, wiedziałam, że to jest miejsce, w którym czuję się bezpiecznie i chcę rodzić. Tam wykupiłam opiekę położnej, z którą byłam umówiona na godzinę „W”, a raczej „P”. 😉

Porodówka | poród pierwszy

Wody odeszły wieczorem w niedzielę, ok godziny 21:00. Zadzwoniłam do położnej. Poleciła wyspać się, zjeść rosół i przyjechać, jak skurcze będą co 5 minut. Do szpitala dojechaliśmy ok godziny 6:00. O 9:35 córka była już z nami. Pamiętam, że poza wstępnym KTG, aż do momentu skurczów partych, pozostawaliśmy z mężem sami. Spacerowałam po korytarzu i opierałam się na małżonku podczas skurczu. Kiedy organizm dał znać, że pora już przeć, mąż pobiegł po położną. Próbowałam różnych pozycji. Ostatecznie urodziłam na boku. Zmęczona i szczęśliwa, powtarzałam lekarzowi zszywającemu nacięcie „mam tę moc”. 😀

Poród drugi

Końcówka drugiej ciąży przypadła na czas pandemii. Bogatsza o doświadczenia z pierwszego porodu i z zaufaniem do własnego ciała rozpoczęłam przygotowania do narodzin. Afirmacje, malowanie akwarelami, lektura pomogły jeszcze głębiej wejść w siebie i oswajać też lęki związane z panującą na świecie sytuacją. Synek długi czas był ułożony główkowo. Dlatego moje pragnienie porodu domowego stało pod znakiem zapytania. Ostatnie tygodnie przed porodem to także wizyty u osteopaty, żeby rozluźnić napięte ciało i stworzyć małemu optymalne warunki do wzrostu. Finalnie synek sam się obrócił. Myślę, że czas pandemii i sytuacja na porodówkach zmobilizowały mnie do tego, żeby pójść za tym, o czym zawsze marzyłam. Położna można powiedzieć sama mnie znalazła. Koleżanka mi o niej wspomniała. Zrobiłam badania, przeszłam kwalifikację i pozostało czekać. Akcja porodowa również zaczęła się wieczorem. Pojawiło się krwawienie. Dlatego po konsultacji z położną pojechałam na izbę przyjęć w Oleśnicy. Po badaniu i długim KTG lekarka powiedziała, że nic niepokojącego się nie dzieje i odesłała mnie do domu. Od rana dnia następnego fale skurczów przypływały i odpływały. O 14:00 przyjechała położna, Ewa Mazurkiewicz. Krótka rozmowa z Ewą odblokowała mnie po wieczornym zajściu na tyle, że skurcze zaczęły przybierać na sile i częstotliwości. W międzyczasie nuciłam, kołysałam się, jadłam czekoladę, a mąż gotował rosół i przychodził mnie wesprzeć. Ostatnie momenty przed odejściem wód i parciem wspierałam się na zawieszonej chuście. Syn urodził się po 19:00.

Jestem wdzięczna za doświadczenia, jakie mam, za ludzi, jakich spotkałam, za ten czas.

Metryczka

Alicja 13.11.2017

Józef 12.06.2020

P.S.

Jeśli chciałabyś podzielić się swoją historią i rodziłaś w jednym z pobliskich szpitali, odezwij się mailowo (smartasy.olawa@gmail.com) lub przez fanpage FB @smartasy.olawa.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top