Mówi się, że za marzenia się nie płaci, więc można marzyć do woli. I z jednej strony ekstra, bo to znaczy, że nie ma ograniczeń. A z drugiej strony – marzymy, często będąc przekonanym, że to tylko mrzonki. Mrzonki, które się nigdy nie spełnią. Same nie. A jeśli im pomożemy?
Choć jakiś cas temu popełniłam podobny wpis (Żeby dziecko było zdrowe), no po prostu nie mogę się oprzeć, by nie napisać kolejnego. Bo temat wciąż uważam za ważny, na czasie i niewystarczająco głośno i często poruszany.
Któregoś razu ktoś mi powiedział, że życzy mi nie spełnienia marzeń, ale siły i wytrwałości w dążeniu do ich spełnienia. Bo marzenia same się nie spełniają. Tak jak i książę z bajki na białym koniu jakoś rzadko się sam z siebie pojawia. 😉 I ja to biorę na klatę. Prędzej czy później wygrzebię się z dołka, w jakim jeszcze mniej lub bardziej tkwię i spełnię swoje marzenia.
Czy to oznacza, że
- nie dbam o rodzinę, którą stworzyliśmy wspólnie z mężem?
- jestem złą matką?
- zaniedbuję dzieci, męża, dom?
- myślę o sobie?
NIE!
Kocham moje dzieci, kocham mojego męża i lubię nasz dom. Jednak mimo tego, że zostałam żoną, mamą, panią domu – jestem także wciąż po prostu sobą. Jestem Agatą. Kobietą, książkoholiczką, aspirującą joginią, rowerzystką, miłośniczką górskich i leśnych wypraw, narciarstwa (zjazdowego i biegowego), pływaczką, zwierzolubem, okularnicą, itd.
Marzycielką?
Choć posiadanie dzieci, rodziny sprawia, że pewne rzeczy „nie dzieją się” tak szybko i sprawnie, jakbym chciała i czasem potrzebuję jednak swoje potrzeby na chwilę odłożyć na bok… to jednak nie chcę rezygnować z siebie. Chcę też pokazać moim dzieciom, że mama to człowiek jak każdy inny. Też ma swoje marzenia, pragnienia, potrzeby. I ma prawo je realizować.
Chcę, by moje córki to widziały i potrafiły potem wcielić również w swoje życie. By żyły swoim życiem, wg własnych potrzeb.
Chcę, by moi synowie również to widzieli, by potrafili zadbać o siebie, by potrafili wspierać swe partnerki i brać życie w swoje ręce.
Więc marzę…
Marzę:
- o towarzyszeniu kobietom w porodach.
- o rowerowej wyprawie brzegiem Bałtyku z jednej na drugą stronę Polski. Z dziećmi lub bez. 🙂
- by zorganizować babski wyjazd w góry z kilkoma noclegami w schroniskach górskich.
- o regularnych babskich i mamowo-dzieciowych jednodniowych wyprawach w góry.
- o powrocie do comiesięcznych wypraw pn. „Rodzinna Niedziela na Szlaku”.
- o wylegiwaniu się w hamaku z książką w dłoni.
- o tym, by wziąć udział w kolejnym weekendowym warsztacie (lub dwóch) jogowym, gdzie będę uczestniczką, jeszcze nie prowadzącą.
- o wyjeździe tylko z mężem, na którym zamiast znów się zajechać, żeby zobaczyć, przeżyć, przejechać, przejść, doświadczyć jak najwięcej, po prostu odpoczniemy.
- by rozwinąć moją doulową działalność.
- by w końcu przestać się bać!
- o tym, żeby uciszyć wreszcie mojego wewnętrznego krytyka na tyle, by dobrze czuć się ze sobą, polubić, a nawet pokochać siebie i by poczuć, że „jestem w sam raz”.
- o stałym rozwoju Fundacji, by jednocześnie pracować i się nie wypalić.
- o stworzeniu bookcrossingowej biblioteczki w Stanowicach/Marcinkowicach.
- o ogrodzeniu wokół domu. 😀
- o kostce na podjeździe i tarasie.
- by dokończyć w końcu rozpoczęte projekty naszych rodzinnych fotoksiążek.
- o tym, żebym w końcu spięła projekt mojej książki, którą próbuję pisać od ponad roku.
- o tym, bym przestała porównywać się z innymi.
- o nauczeniu się stawiania granic i jednocześnie doceniania samej siebie.
- też o tym, by móc pracować 6 godzin bez rozpraszania się i dzielenia swojej uwagi pomiędzy dziecko (lub dzieci), różne projekty, pranie, rachunki, gotowanie, zakupy, itp., itd.
Hmm… może na początek wystarczy? Gdybym dała sobie jeszcze chwilę, wymyśliłabym kolejne 20 punktów.
Te marzenia, to nie są cele. Mogę, ale nie muszę ich realizować. JA CHCĘ. Chcę i kiedyś je zrealizuję. Ja je zrealizuję. Ja sama spełnię moje marzenia. Bo to moje życie, a ja jestem tego warta.
P.S.
A jeśli spodobał Ci się dzisiejszy wpis lub któryś z poprzednich, może już nie raz skorzystałaś z tego, co u mnie znalazłaś, możesz postawić mi symboliczną kawę. 🙂 Każda kawa to bezcenna dla mnie wskazówka, że to, co tu piszę, przydaje się innym. A każde choćby i symboliczne „dziękuję” uskrzydla, jak nie wiem co. 🙂
Świetny tekst zdecydowanie! Często tutaj zaglądam ❤