Jak wyobrażasz sobie życie z noworodkiem? Lub jak wyobrażałaś sobie, gdy byłaś w pierwszej, drugiej, kolejnej ciąży? Jak wyobrażasz/ wyobrażałaś sobie połóg? Ja za każdym razem zderzałam się z rzeczywistością.
Gdy wracam myślami do czasu pierwszej ciąży, przypominam sobie, że choć byłam spięta, to myśl o życiu z noworodkiem była mi tylko miłą. 🙂 Tęskniłam do maleńkich słodkich rączek i stópek, po prostu marzyłam o byciu mamą. Nie pamiętam, żebym zastanawiała się nad bardziej praktyczną stroną tego nowego życia. A już w ogóle nie zastanawiałam się nad tym, że jest coś takiego jak połóg i jak on może lub powinien wyglądać.
Będę mamą
Spotkałam do tej pory zaledwie garstkę kobiet, które były przygotowane do połogu i przynajmniej pierwszych kilku tygodni życia z noworodkiem. Większość z nich spotkałam podczas mojego kursu doulowego i potem wśród doulowego towarzystwa.
Gdy zaszłam w pierwszą ciążę, byłam po prostu szczęśliwa. Przygotowywałam się, a owszem! Ale przygotowywałam się tylko i wyłącznie uzbrajając się we wszelkie „potrzebne” maluszkowi rzeczy. O sobie nie myślałam w ogóle. I choć sama siebie pytam, jak to możliwe, podświadomie doskonale wiem jak. Dzieciom wpaja się, że egoizm jest absolutnie zły. Nie wolno myśleć o sobie, gloryfikuje się empatię i myślenie o drugim człowieku. A już gdy chodzi o nowonarodzone maleństwo, to już w ogóle nowonarodzona mama, kobieta, schodzi na najdalszy plan.
Dopiero, gdy zaczęłam się interesować głębiej tematem wychowywania dzieci, różnych metod wychowawczych itp., okazało się, że rodzice (mamy przede wszystkim) powinni kierować się w życiu zasadą, że „maseczka z tlenem najpierw dla dorosłego, później dla dziecka”. Co oznacza, że najpierw powinniśmy pomyśleć o sobie, a potem o dziecku.
Dlaczego?
Dlatego, że bez dorosłego dziecku trudno będzie przeżyć. I nagle okazuje się, że istnieje coś takiego jak ZDROWY EGOIZM.
Jestem mamą
Gdy już zostałam mamą po raz pierwszy, chciałam stanąć na wysokości zadania. Niezależność zawsze była da mnie mega ważna. Nie lubiłam (i nadal miewam z tym problem) i nie umiałam korzystać z czyjejś pomocy. Ba! Ja nie umiałam o nią prosić (wciąż się tego uczę). Połóg mnie totalnie zaskoczył. Mimo, że chodziłam do szkoły rodzenia, w której jednak do zajęć o porodzie i połogu nie dotarliśmy, bo zdążyłam urodzić. 😀 Dodatkowo poród i połóg, czyli to, co „potem”, były tematami, których unikałam jak ognia. Co dziś już wiem, że było najgorszym, co mogłam sobie zrobić. Teraz wiem, że trzeba było zmierzyć się ze swoimi lękami, oswoić je. No cóż… To temat na inny wpis. 🙂
Moje zderzenie z rzeczywistością przy pierwszym dziecku polegało na tym, że odnosiłam wrażenie, że wszyscy ode mnie oczekują, że jak wiem, co robię. Że wiem, czy moje dziecko chce właśnie jeść, czy nie może zrobić kupy, czy boli je brzuszek, itd. A ja nie wiedziałam totalnie nic! I byłam przerażona. A przerażenie starałam się maskować opryskliwością, uciekaniem od innych, chowaniem się w sobie, a nawet agresją. I zastanawiałam się, co ze mną jest nie tak…
Połóg
W pierwszym połogu zaskoczyło mnie dosłownie wszystko. Moje samopoczucie fizyczne i mentalne, emocje, uczucia, wygląd mojego ciała… I przygniotła mnie totalnie odpowiedzialność za malucha. Byłam przerażona i nieświadomie totalnie nie wierzyłam w to, że potrafię sobie poradzić. Cesarskie cięcie i całkowita utrata pewności siebie podczas próby porodu siłami natury zostawiły we mnie trwały ślad.
Drugi połóg znowu był całkiem inny niż ten pierwszy. Wydawało mi się, że jestem przygotowana. Zniosłam go gorzej niż za pierwszym razem. Nacięcie krocza było najgorszą rzeczą, która „przytrafiła mi się” podczas drugiego porodu. I nie dość, że przez ponad miesiąc nie mogłam usiąść, co dodatkowo utrudniało mi karmienie piersią, sprawiło również, że przez dłuższy czas miałam problem z nietrzymaniem moczu. Poza tym bardzo, bardzo długo nie mogłam sobie mentalnie poradzić ze zmianami w moim ciele, związanymi z nacięciem krocza.
Trzeci połóg to ponownie było zderzenie niczym z ciężarówką. Mała różnica wieku między naszymi chłopcami po dziś dzień spędza mi sen z powiek. Miłosz urodził się z początkiem stycznia, podczas gdy starsza dwójka intensywnie chorowała. I tym sposobem nasz 10-dniowy noworodek szybko nabawił się zapalenia płuc i kolejne 10 dni spędziliśmy w szpitalu (możesz o tym przeczytać TUTAJ). Na czas, kiedy się dopiero poznawaliśmy, kiedy walczyłam o rozkręcenie karmienia piersią, to był trudny czas. A po powrocie do domu stęsknione starszaki potrzebowały mamy… Możesz się domyślić, jak wyglądała nasza codzienność.
Natomiast czwarty połóg, to już jazda bez trzymanki. Chyba wszyscy łącznie ze mną byli przekonani, że jestem świetnie zorganizowana, że daję radę. A ja z każdym dniem bardziej nienawidziłam pytania „Jak dajesz radę?” albo „Jak się masz?”. Bo jedyna odpowiedź, jaka cisnęła mi się na usta, to było „chu…owo”. I bardzo bałam się, że któregoś razu tak komuś odpowiem. Ten połóg był początkiem (a może to się zaczęło dużo wcześniej?) najtrudniejszego czasu w moim dotychczasowym życiu. Jeszcze nigdy nie czułam się tak bardzo sama ze wszystkim, obciążona, przestymulowana. Czułam, że wszystko było na mojej głowie, a ja ledwo miałam siłę, by podnieść się z łóżka. Byłam wykończona fizycznie i psychicznie. Mija już prawie rok, a ja wciąż zbieram żniwo tego czasu…
Kolejne ciąże, kolejne porody i połogi
Jestem mamą czwórki dzieci. Mam za sobą cztery ciąże, cztery porody i cztery połogi. A także kurs doulowy oraz wiele rozmów z innymi doulami, położnymi i doświadczonymi mamami. Sporo przeczytanych książek o tematyce okołoporodowej, o wychowywaniu dzieci, czy dotyczących samorozwoju. Ponoć uchodzę za doświadczoną mamę. I choć tak to może z boku wyglądać, to pozory naprawdę mogą mylić.
Bo ja wciąż widzę, wiem, ile jeszcze mam do nauki. Jak dużo nie wiem i nie umiem. Każdego dnia, a już na pewno z każdą kolejną ciążą, porodem i połogiem uczę się więcej. Niesamowitymi nauczycielami są też dzieci. Pojawienie się każdego z moich dzieci odsłania przede mną moje mocne i słabe strony. A ja staram się dobrze wykorzystać ten ich dar dla mnie i pamiętając o kształtowaniu dzieci przez modelowanie, dbam, by nie stać w miejscu. By mieć otwarty umysł i serce, i rozwijać się razem z nimi. Dla nich i przede wszystkim dla mnie samej.
Z pewnością jest wiele rzeczy, których się nie nauczyłam, choć miałam na to szansę. To, czego się wciąż nie nauczyłam i i nadal się o to na siebie wściekam, to zadbanie o siebie. Zwłaszcza w połogu.
Podczas, gdy moje ciało powinno się powoli regenerować, dochodzić do siebie, jak tylko byłam w stanie brałam się za jakąś robotę. A to pranie, a to jakieś sprzątanie, a to gotowanie. Niby normalka. Bo przecież samo się nie zrobi. Ale gdzie czas na regenerację?
Nie raz walczyłam z niewyspaniem, przepłakanymi dniami i nie jedną nocą, gdy inni spali. Moja głowa nie mogła zwolnić, zatrzymać się, a kołowrotek myśli nie pozwalał zasnąć, choć snu i tak było jak na lekarstwo. Podczas, gdy powinnam się regularnie odżywiać, ja jadłam co popadnie i kiedy się da. Nie chciałam pomocy, wsparcia. Żeby mi nikt nie powiedział, że nie daję rady. Że po co mi to było. Że przecież wiedziała, na co się pisze.
Bo przecież – musisz być silna.
Nie bierz ze mnie przykładu. Zadbaj o siebie, póki masz na to czas.
Jednym zdaniem
Możesz się pytać, do czego zmierzałam, pisząc te wszystkie niezbyt przyjemne rzeczy. Już mówię.
Życie z noworodkiem, a później z niemowlęciem to nie jest „zwykłe”, dotychczasowe życie. Wszystko się zmienia. Mimo, że początkowo może Ci się wydawać, że możesz dalej odhacza ć kolejne „zadania z listy”.
Idealnie byłoby, gdyby czas połogu traktowany był jako czas bycia, a nie działania. To nie czas bycia produktywnym, ale czas na naukę, nawiązywanie więzi, to czas miłości. A żeby tak się rzeczywiście działo, potrzebujemy pomocy. My kobiety. My świeżo upieczone mamy. A proszenie o pomoc bywa trudne.
Co pojawia się w Twojej głowie, gdy myślisz o poproszeniu kogoś z rodziny lub przyjaciół o pomoc? Żeby ktoś ugotował Ci obiad, poskładał pranie czy wyprowadził psa?
Czy czujesz podobnie jak ja:
- strach przed odrzuceniem?
- strach bycia dla kogoś obciążeniem?
- może strach przed utratą kontroli?
- albo strach przed byciem postrzeganą jako nieudolna?
Sama jestem przykładem, że przygotowanie do połogu i pierwszych miesięcy z niemowlakiem nie powinno polegać jedynie na przygotowaniu ciuszków, pieluch i innych „niezbędnych” dziecku gadżetów. Warto przypomnieć sobie i innym, że kobieta, mama, na nowo budująca się rodzina również będą potrzebować wsparcia, czasem opieki, szeroko rozumianej pomocy. I nie powinno to być nic wstydliwego, oznaczającego słabości czy „nieogarnięcia”.
Nie tylko dzieci potrzebują innych ludzi, by móc wzrastać. Dorośli także potrzebują innych ludzi. I są w naszym życiu momenty, kiedy tych innych ludzi potrzebujemy bardziej niż zwykle.
Dlatego, przyszła mamo, jeśli tylko możesz, przemyśl…
- w jaki sposób możesz zadbać o siebie w połogu,
- kogo możesz prosić o wsparcie,
- jakie wsparcie możesz otrzymać od konkretnych osób.
P.S.
A jeśli spodobał Ci się dzisiejszy wpis lub któryś z poprzednich, może już nie raz skorzystałaś z tego, co u mnie znalazłaś, możesz postawić mi symboliczną kawę. 🙂 Każda kawa to bezcenna dla mnie wskazówka, że to, co tu piszę, przydaje się innym. A każde choćby i symboliczne „dziękuję” uskrzydla, jak nie wiem co. 🙂