Jest takie święto, które każdy z nas przeżywa raz do roku. I każdy chciałby, żeby ten dzień był wyjątkowy. Dzień urodzin. A już zwłaszcza rodzicom zależy na tym, żeby zobaczyć ten uśmiech i szczęście na twarzy swojego dziecka – solenizanta. Jak tego dokonać?
W tym roku nasza Anielka obchodziła swoje 5-te urodziny. I po raz pierwszy postanowiliśmy wyprawić jej przyjęcie urodzinowe. Do tej pory przeżywaliśmy urodziny we własnym rodzinnym gronie. Przyszedł jednak czas, gdy Anielka już bardzo, ale to bardzo chciała zaprosić koleżanki i kolegów na wspólne świętowanie.
Możliwości
Anielka chciała przyjęcie na sali zabaw. I owszem są sale zabaw w Oławie, Siechnicach, Laskowicach czy Brzegu. Nie byłoby dla nas problemem dojechać do żadnej z nich. Choć wiadomo, że im dalej, tym większa logistyka. Mnie jednak sala zabaw niezbyt satysfakcjonuje. Miałam przyjemność czasem podpatrzeć, jak takie urodziny wyglądają. I tak, dzieci są szczęśliwe, wesołe, zadowolone. Ja jednak po prostu chciałam dla mojego dziecka czegoś innego. Niesztampowego?
Poza salami zabaw, są też przyjęcia z lego, w kinie, na basenie, na sportowo, na ranczo. No ogólnie to w sumie jest w czym wybierać. Tylko qrcze… Patrząc na te opcje cały czas miałam wrażenie, że to jeszcze nie to. Ostatecznie pojawił się pomysł, a może by tak kogoś zaprosić?
Decyzja
No tylko jak kogoś zaprosić, no to przecież potrzeba jeszcze nam salę wynająć. Ehh… I oprócz tortu jakieś przekąski przygotować. Podjęcie decyzji wcale nie było łatwe. Jest przecież tyle opcji, tyle możliwości. Cały czas też niestety kołatała mi się po głowie myśl, że jednak szkoda, że to nie jakaś cieplejsza pora roku. Zrobilibyśmy wtedy taaaką imprezę w przydomowym ogrodzie. 🙂 Aż z pomocą przyszła nam szkoła, w której mam przyjemność uczyć – Centrum Językowe El Dorado – Poland, która wynajęła nam sale. I decyzja została podjęta. Tylko co z animatorem? I tu z pomocą przyszła nam ona – Arty-Party Animator/Wodzirej. To właśnie Pani Migotka sprawiła, że to przyjęcie było inne niż wszystkie.
Działo się!
Ustalając szczegóły przebiegu przyjęcia Pani Migotka zapewniła mnie, że dziećmi mamy się nie przejmować. Ona przez 2 godziny zajmuje się dziećmi, a my zabawiamy dorosłych gości, inaczej mówiąc – mile spędzamy czas. Hm… I muszę Wam powiedzieć, że nie do końca tak było. Okazało się, że Pani Migotka przygotowała niespodzianki nie tylko dla dzieci, ale dla dorosłych również! 😀
Dzieci w trakcie przyjęcia rysowały ogromną laurkę – pamiątkę dla Anielki, wspólnie grały i się bawiły. Nie zabrakło malowania buzi, a także zabaw. Ale oprócz tego były także zabawy integrujące wszystkich zaproszonych gości. I mi się to niesamowicie podobało! Mimo, że my rodzice spędzamy z naszymi dziećmi sporo czasu, to bardzo często jednak jest to czas taki wyrwany życiu i pomiędzy codziennymi obowiązkami. Ja to nawet w pewnym momencie stwierdziłam, że przy tej całej opiece nad dziećmi, martwiąc się o nich, zaspokajając ich potrzeby (jedzenie, spanie, ubieranie, itd itp), dbając o nich w zdrowiu i chorobie, totalnie zapomniałam, jak się dobrze bawić (!). Może to brzmi dziwnie, może strasznie. Ja stwierdzam, że to szara, ale prawdziwa rzeczywistość.
I wracając do meritum. Dzieci, zachęcone przez Panią Migotkę, zaprosiły rodziców do zabawy. Wspólny taniec rozładował chyba wszelkie napięcie i ewentualne skrępowanie. Śmiem twierdzić, że to było lepsze niż wesele. 😀
A na zakończenie pikanterii dodały płonące bańki mydlane. Najpierw bańka zapłonęła na dłoni Pani Migotki. Potem każde dziecko chciało, żeby jego rodzic również „zapłonął”. Bardzo ciekawe doświadczenie, zarówno dla dzieci, jak i dla rodziców. 🙂
Jednym słowem
Jednym słowem muszę się Wam przyznać, że trochę pracy trzeba jednak włożyć. Jak to pewnie przy organizacji każdego przyjęcia. I jestem świadoma tego, że można by to zrobić o niebo lepiej. No wiecie, ze smacznymi, ale i zdrowymi przekąskami dla dzieci i dorosłych. Można by poprosić babcię o pomoc przy najmłodszym maluchu i mieć więcej czasu dla reszty. Mogłabym jeszcze kilka tych „można by” wymienić. Muszę jednak pamiętać o najważniejszym – takiego szczęścia i euforii, mieszanki najpiękniejszych emocji u swojej córki dawno nie widziałam. I to jest najwspanialsza nagroda. Okazuje się, że warto. Warto się starać. Dla niej. Dla nich.
A najważniejsze nie jest gdzie. Ani za ile i jak długo. Najważniejsze jest z kim.
P.S.
A wiecie, że wywiady z Panią Migotką i właścicielką szkoły El Dorado są na blogu? 😀