Pomysł na weekend – Pogórze Kaczawskie, Rez. Wąwóz Myśliborski

A gdyby tak znów wyruszyć z dziećmi w jakieś górki? Byle nie za wysokie i nie za daleko? Hmm… a gdyby tak jeszcze dołożyć do tego rower? Przyszedł w końcu czas na nasze pierwsze rowerowe górki z dziećmi.

Pewnej soboty rano pogoda zbytnio się nie zapowiadała i mając w perspektywie cały dzień z dziećmi w domu, jakieś sprzątanie i gotowanie, stwierdziliśmy o godzinie 10:00, że w sumie to sprzątanie i gotowanie może poczekać. 😉 I szukając jakiegoś miejsca niedaleko od domu, wpadliśmy na Pogórze Kaczawskie. Marek sprawdził pogodę w Myśliborzu, który obraliśmy jako punkt docelowy i ruszyliśmy. 🙂 Potem się okazało, że w Polsce jest drugi Myślibórz, oddalony od nas o jakieś 200 km. Tam była zdecydowanie lepsza pogoda, niż tam, dokąd się wybraliśmy. 😀 Dobrze jednak, że nie jesteśmy z cukru. 😉

Myślibórz
Myślibórz

Góry i Pogórze Kaczawskie

Dla tych widoków - warto!
Dla tych widoków – warto!

Góry Kaczawskie należą do pasm górskich Sudetów Zachodnich, a ich najwyższym szczytem jest Folwarczna (722,91 m).

Szukając miejsca oddalonego od nas (od Oławy) o ok. 1h drogi autem, zdecydowaliśmy się na Park Krajobrazowy Chełmy, a dokładniej na Rez. Wąwóz Myśliborski. W Parku Krajobrazowym Chełmy można znaleźć kilka ścieżek dydaktycznych, a także trasę rowerową. Sam Park został ustanowiony w latach 90-tych i nie jest chyba szczególnie odwiedzany przez turystów, co w dobie koronawirusa okazuje się być bardzo dużym plusem.

Pogórze Kaczawskie to również Kraina Wygasłych Wulkanów, co nie tylko dla dorosłych, ale również dla dzieci jest dodatkową atrakcją.

Myślibórz – Rez. Wąwóz Myśliborski

O tu!
O tu!

Naszą wycieczkę rozpoczęliśmy na dużym płatnym (5 zł/ dzień) parkingu w Myśliborzu. Nie posiadaliśmy wtedy jeszcze mapy (cel wymyśliliśmy na “5 minut” przed wyjazdem), więc sfotografowaliśmy dużą mapę, która stoi na parkingu. Tutaj znajduje się też duże miejsce na ognisko, Chatka Baby Jagi i szeroka łąka, na której można pograć w gry typu “berek”, itp.

z Chatką Baby Jagi w tle
z Chatką Baby Jagi w tle

W związku z tym, że byliśmy z dziećmi, a Anielka (5.5 l.) po raz pierwszy jechała na rowerze po górach, chcieliśmy zrobić trasę głównie po asfalcie i nie więcej niż 10 km, co dla dzieci już jest sporo. Oczywiście w trakcie wycieczki zaplanowana trasa uległa sporej modyfikacji. 🙂 Mi osobiście to nie przeszkadza, nie mamy parcia na stuprocentowe zrealizowanie zakładanego planu. Wręcz przeciwnie, odkąd pojawiły się dzieci mamy bardzo dużą otwartość na plan typu, “zobaczymy, jak wyjdzie”.

W związku z tym, że wyruszyliśmy dość późno i pora obiadowa “zaskoczyła” nas tuż po rozpoczęciu naszej rowerowej przygody. 😉 Dlatego z radością powitaliśmy znak łyżki i widelca. W Myślinowie, miejscowości tuż za Myśliborzem, pod wjechaniu na dość spore wzniesienie znajduje się bardzo klimatyczne miejsce – Gulusiowa Izba. Przesympatyczna obsługa, bardzo smaczne jedzenie i sporo miejsca dla dzieci do biegania, skakania, placyk zabaw, huśtawka, super miejsce dla rodziny z dziećmi. A do tego widok, który mieliśmy podczas obiadu. Nasyciliśmy nie tylko żołądki pysznym jedzeniem, ale i oczy widokiem zielonych pagórków.

Gulusiowa Izba w Myślinowie
Gulusiowa Izba w Myślinowie

Rowerem po górach z dziećmi

Nareszcie rowerem! I to razem!
Nareszcie rowerem! I to razem!

Pogórze Kaczawskie okazuje się być niesamowicie ciekawym miejscem! Góry owszem są, ale na tyle łagodne, że nawet niewprawni rowerzyści dadzą radę. Lub dzieci. Nie ma szczególnie dużego ruchu, co ułatwia i uprzyjemnia jazdę rowerzystom. 

Jak wspomniałam na początku, mimo że sprawdziliśmy pogodę nie dla tego Myśliborza co trzeba, liczyliśmy się z deszczem. 🙂 Dlatego mieliśmy np. soft shelle, sporo ubrań i buty na zmianę. Trochę zabrakło mi ciepłej herbatki w termosie. Ale poprawię się przy najbliższej okazji. 😉 Deszcz padał w sumie może pół godziny, na tyle jednak mocno, że musieliśmy zawrócić kawałek z trasy i schować się na drewnianym, zadaszonym przystanku. 

 

Nasze schronienie przed deszczem :-)
Nasze schronienie przed deszczem 🙂

Podładowaliśmy lekko rozładowane baterie, wykorzystując przy tym pewną część zapasów (czyt. żelki). Jak widać jednak na poniższym zdjęciu, dzieci nieszczególnie przejęły się deszczem i nie zdążyły się znudzić. Przygoda jest przygodą i mogło się przecież obyć bez przygód pogodowych!

Deszcz nie popsuł nam humorów :D
Deszcz nie popsuł nam humorów 😀

Gdy deszcz zelżał, pojechaliśmy dalej. W mniej więcej połowie Myślinowa, skręciliśmy w drogę wiodącą obok kościoła, z nadzieją, że będziemy mogli choć częściowo zjechać z asfaltu i wrócić wąwozem. Trochę się obawialiśmy nieścisłości na mapie, która okazała się dość niedokładna. Zjeżdżając też z asfaltu liczyliśmy się z tym, że drogi polne czy szutrowe mogą być mokre. I tak… W ostatecznym rozrachunku nogi mieliśmy mokre od stóp do wysokości pupy, czasem włącznie. 🙂 Było jednak na tyle przyjemnie, w miarę ciepło, bez wiatru, że nie przeszkadzało to jakoś szczególnie, a jedynie dodało wyciecze dodatkowych atrakcji.

przez kałuże?
przez kałuże?

Jak nie chcieliśmy lub się dało przejechać drogą, szukaliśmy alternatywnych rozwiązań. 😀

a może przez łąkę?
a może przez łąkę?

Jedynie chłopcy, którzy na poniższym zdjęciu kibicują towarzyszącej nam cioci, wyszli w miarę sucho z całej przeprawy. Większość trasy spędzili w przyczepie i choć czasami mieli już dość, dali radę. Pod koniec wypuściliśmy ich na dużej łące, gdzie też mogli się wybiegać, pomoczyć nogi i co tam chcieli.

dadzą radę?
dadzą radę?

Odnalezienie niektórych szlaków okazało się być wyzwaniem. Sporo tras było zarośniętych i nie dało się nimi jechać. Pewnie, gdybyśmy trzymali się bardziej głównych dróg i tych rowerowych, nie byłoby problemu. My jednak ze względu na dzieci chcieliśmy skrócić trasę i tak trochę kluczyliśmy. Na piechotę nie byłoby problemu przejść. Z rowerami i przyczepą było trochę gorzej.

Jednym zdaniem

Bo fajnie jest czasem się ubrudzić! :-)
Bo fajnie jest czasem się ubrudzić! 🙂

Pogórze Kaczawskie zaskoczyło nas kolorami i widokami. Mimo deszczu, ogromnych kałuż, błota, błądzenia na trasie – było po prostu SUPER! Wydaje mi się, że w wielu z nas tkwi przekonanie, że jak już jedziemy gdzieś z dziećmi (małymi to już zwłaszcza), musimy mieć wszystko zaplanowane, na wszystko musimy być przygotowani, a najlepiej to nigdzie nie wyjeżdżać, bo się coś jeszcze wydarzy. No właśnie… 

Na naszych wyjazdach najbardziej podoba mi się to, że cały wyjazd jest po prostu przygodą. Z Pogórza wracaliśmy trochę brudni (choć ciuchów na zmianę nabrałam), zmęczeni (ale nie do przesady), szczęśliwi. Wiem już, że zrobiliśmy zaledwie kawalątek możliwej trasy i przeglądając mapę wiem, że wrócimy tam na pewno. Tym razem może z planem na wyjście piesze, żeby i chłopcy mogli więcej się wylatać.

Na trasie, którą obraliśmy, znaleźliśmy tylko jedno miejsce, w którym można było zjeść (Gulusiowa Izba – palce lizać!). Nie było żadnych budek, sklepików, kramów, z których wylewałyby się tysiące niepotrzebnych pamiątek. Dzięki czemu najwspanialszą pamiątką z tego wyjazdu są nasze wspomnienia i zdjęcia. Na tym wyjeździe towarzyszyła nam ciocia naszych dzieci, co właśnie dla dzieci było dodatkową atrakcją. 🙂 A tuż przed tym, zanim wyjechaliśmy z Jawora (gdzie zatrzymaliśmy się na szybkie tankowanie i coś a’la kolacja), na niebie pojawiła się przepiękna tęcza, jakiej już dawno nie dane było mi oglądać.

Bo każdej burzy...
Bo każdej burzy…

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top