Choć znad jeziora Bystrzyckiego przywieźliśmy piękne zdjęcia, nacieszyliśmy trochę oczy i zmęczyliśmy nogi, to jednak ta trasa wiązała się dla mnie z ogromnym stresem. I piszę „ku przestrodze” – w tym wypadku może nie bierzcie z nas przykładu.
Jezioro Bystrzyckie
Jezioro Bystrzyckie jest jeziorem zaporowym i największym akwenem wodnym w Górach Sowich. Czy wiesz, że na jego dnie spoczywa zatopiona wieś? Ponoć, gdy woda w jeziorze osiągnie niski poziom, można jeszcze dostrzec ruiny zabudowań.
Od 2015 roku można się w jeziorze ponownie kąpać (do 2015 obowiązywał zakaz kąpieli z uwagi na wykorzystywanie wody z jeziora jako wody pitnej dla Dzierżoniowa). Powstają tu nowe ośrodki wypoczynkowe, wokół znajduje się sporo maleńkich domków oraz duży ośrodek Hotel Maria Antonina (dawny „Wodniak”), działający, choć widać trwające przy nim prace remontowe.
Po jeziorze można pływać wynajętym kajakiem, rowerkiem wodnym, czy małym statkiem. Znajdują się tutaj dwie plaże, my byliśmy wieczorem już po całej wyprawie na plaży przy Marii Antoninie. Zjechaliśmy tam leśną trasą bezpośrednio z Zamku Grodno. Znajdują się tutaj wyznaczone bojkami miejsca do zabawy dla dzieci oraz do pływania dla mniej lub bardziej wprawionych. Dla spragnionych i głodnych jest tu nie tylko restauracja w hotelu, ale także bar przy plaży, a tuż przy nim naprawdę sporych rozmiarów małpi gaj. Za 10 zł nieograniczony czas użytkowania małpiego gaju pozwolił nam na dłuższy odpoczynek, a starszakom na wybieganie pozostałej po całym dniu energii. 🙂
A bezpośrednio przy hotelu biegnie stalowy mostek (kładka dla pieszych), który po pracach remontowych został ponownie oddany do użytku w roku 2019.
Więcej informacji o jeziorze możecie poczytać np. na stronie Gór Sowich.
Zamek Grodno
Zamek Grodno jest jedną z ciekawszych atrakcji Dolnego Śląska, położony na szczycie Góry Choiny, na granicy Gór Wałbrzyskich i Sowich. Więcej o zamku oraz o organizowanych na jego terenie imprezach możesz dowiedzieć się np. bezpośrednio ze strony internetowej Zamku Grodno.
My nie wchodziliśmy do samego zamku, byliśmy jedynie na dolnym dziedzińcu, gdzie mogliśmy podziwiać budowlę z zewnątrz, obejrzeć kilka eksponatów rozstawionych na dziedzińcu i zjeść obiecane lody. 😉 Dlaczego nie zdecydowaliśmy się na zwiedzanie zamku? Myślę, że na takie rzeczy jeszcze przyjdzie czas. Miłosz (1.5 roku) na razie jest zainteresowany głównie bieganiem i eksplorowaniem świata po swojemu. Antek (3 l.) też jeszcze chciałby się wybiegać i najbardziej był zainteresowany ganianiem się z Anielką lub Miłoszem wokół dziedzińca, niż gdzie dokładnie się znajduje. A Anielka (5.5 roku)? Myślę, że ją mógłby już zainteresować zamek i choćby część jego eksponatów. Z uwagi jednak na chłopaków i poniekąd sytuację epidemiologiczną nie chcieliśmy zamykać się w murach zamku. Poczekamy aż chłopcy podrosną i nie będę się musiała martwić, że w trakcie naszej wizyty zamek (lub inne zwiedzane miejsce) ucierpi. 😉
Trasa
Tym razem stwierdziliśmy, że przejedziemy się trochę po asfalcie. Żeby nie taplać się tak jak ostatnio w błocie i kałużach po kolana. 😉 Dlatego zdecydowaliśmy się na trasę wokół jeziora. 10-cio kilometrowa trasa jest całkiem przyjemna. Pomijając jeden dłuższy kawałek, który wiedzie niestety po bardzo ruchliwej drodze, czego totalnie nie przewidzieliśmy. I był to nasz największy błąd.
Wybierając się do Zagórza pod koniec długiego weekendu czerwcowego (z uwagi na Boże Ciało) można się było domyślić, że może być sporo ludzi. I tak właśnie było, a droga wokół jeziora jest wąska, nie ma przy niej ścieżek dla rowerzystów, ani chodników. Pierwszym wyzwaniem było już znalezienie miejsca parkingowego. Tuż przy mostku był taki tłok, piesi, mieszający się z samochodami i rowerzystami, że już na dzień dobry odechciewało mi się wysiadać z auta. Gdy przejechaliśmy ten kawałek, zrobiło się trochę luźniej.
Zaparkowaliśmy na parkingu leśnym i ruszyliśmy. Po drodze mijaliśmy ogromne skały i podziwialiśmy jezioro. Początkowo droga była przyjemna i bez przeszkód dojechaliśmy do tamy, zrobiliśmy kilka zdjęć i ruszyliśmy w dół długim zjazdem. Potem niestety musieliśmy włączyć się do ruchu i droga zrobiła się trochę bardziej tłoczna. Do Zagrody (gdzie postanowiliśmy zjeść obiad) nie było jednak daleko.
Problem pojawił się, gdy wyjechaliśmy po obiedzie z restauracji. Ruch na drodze, którą chcieliśmy dotrzeć do drogi na Zamek Grodno okazał się naprawdę spory. Droga wciąż wąska, choć trochę szersza niż po drugiej stronie jeziora. Z uwagi jednak na to, że było dość mocno pod górkę, stresujące przejeżdżające tuż obok samochody, sprawiły, że przeszłam z Anielką na drugą stroną drogi i na pieszo (ja pchając nasze rowery) doszłyśmy do mniej ruchliwej drogi. Marek pojechał z chłopakami przodem. Strasznie przeżyłam ten kawałek. Bałam się. Nie dość, że sama sobie wyrzucałam głupotę i brak odpowiedzialności, to jeszcze jedna pani nie omieszkała uchylić drzwi auta i wykrzyczeć mi, że jestem poje…ana. I bez tego wiedziałam, że to był bardzo zły wybór trasy.
Gdy zjechaliśmy już na drogę gruntową, szlak prowadzący bezpośrednio do Zamku, było dobrze. Choć ostro pod górkę, trochę błota i dość sporo ludzi. Jednak tu spotkaliśmy się z życzliwością i chęcią pomocy. Gdy Anielka nie dawała rady pedałować niejeden przechodzący obok turysta proponował pomoc. Tutaj wróciła mi trochę wiara w ludzi. Na przedzamcze musieliśmy rowery wnieść. Jest tam kilka schodów, na które rowerem się nie podjedzie (choć tak, wiem, że dla niektórych niemożliwe nie istnieje).
Tymczasem droga z zamku na plażę, do hotelu, to już niezły hardcore. Dużo błota (co nam nie przeszkadza), kamieni (co przeszkadza już trochę bardziej) i głównie ostro w dół. Większość jednak tej trasy przejechałam z Anielką lub przeszłam. Jeśli Anielka boi się zjechać, nie zmuszamy, zachęcamy, pokazujemy, umożliwiamy, czekamy aż sama będzie czuła, że może i potrafi. Było zabawnie, wesoło i spokojnie. Tuż przy samym jednak wejściu na teren ośrodka szlak jest tak kamienisty, że musieliśmy zsiąść całkiem z rowerów, wyciągnąć chłopaków z przyczepki i wszystko przenieść. Anielka i Antoś mogli zejść sami, z niewielką pomocą z naszej strony. I tutaj również przyszli nam z pomocą napotkani turyści. Chętnie pomogli nam znieść cały sprzęt.
Gdzie zjeść
Na naszych wyjazdach zawsze szukamy miejsc przyjaznych dzieciom i rodzinom z dziećmi. A już zwłaszcza, gdy szukamy miejsca, gdzie moglibyśmy coś zjeść. Na wyjazdy zawsze zabieramy prowiant, ale obiad, a czasem i ciepłą kolację jemy w jakimś lokalu (mniej lub bardziej wyszukanym). Staramy się omijać najmodniejsze miejsca, wybierać miejsca z dala od głównej drogi, gdzieś na uboczu, w zielonym otoczeniu. Szukamy miejsc, gdzie dzieci spokojnie mogą się wybiegać, pobawić, a my możemy we względnym spokoju dokończyć posiłek we dwoje. 😉 I takim właśnie miejscem na naszej trasie wokół jeziora Bystrzyckiego okazała się być restauracja Zagroda.
Restauracja Zagroda nie dość, że jest położona w malowniczym miejscu, spełniła wszystkie nasze wymagania:
- bardzo smaczne jedzenie za normalną cenę (odpowiednią do ilości i jakości),
- z dala od głównej drogi, z dużym terenem zielonym wokół, placem zabaw dla dzieci, mini-zoo (lamy, koty, papugi, ponoć także kucyki, psy i świnki, ale my ich nie widzieliśmy),
- a także sporą ilością zabawek dla dzieci (jeździki i inne). Mimo, że zabawki nie były pierwszej świeżości, to spełniały swoje zadanie i dawały dzieciom zajęcie.
Mu przyjechaliśmy w bardzo dobrym momencie, bo zamówiliśmy tuż przed tym, zanim zaczęła się pora obiadowa. Uniknęliśmy sporej kolejki, a nasze zamówienie pojawiło się szybko na stole, a dzieci nie zdążyły się „zmęczyć” czekaniem. 😉 Dzięki naprawdę sporemu terenowi zielonemu, dzieci mogły się wybiegać i przygotować na kolejny rowerowy kawałek. 🙂
Jednym zdaniem
Ten wyjazd i trasa, choć w przepięknej scenerii, okazał się dla mnie bardzo stresująca. Dodatkowy komentarz pani z samochodu, dolał jadu do mojego samobiczowania. Ta przepiękna okolica zachęca do powrotu i gdzieś doczytałam, że poza weekendami jest tu spokojnie i mało ludzi. Mimo to nie wiem, czy szybko zdecyduję się na powrót w te strony. Trasa wokół jeziora? Może i na rower, ale bez dzieci. Pieszo? Pewnie tak, ale może rzeczywiście warto rozpatrzyć dni w tygodniu zamiast w weekend, jeśli szukasz spokoju i odstraszają Cię tłumy.
Jeśli natomiast niekoniecznie chcesz zrobić trasę dookoła jeziora (czy to pieszo, czy na rowerze), to sam Zamek Grodno, mostek, plaża, małpi gaj i wypożyczone rowerki wodne, kajaki lub rejs statkiem, zapewnią Tobie i dzieciom atrakcji na cały dzień.
P.S.
Anielka i Antek zapytani, co im się najbardziej podobało, odpowiedzieli zgodnie (!), że małpi gaj. 🙂 Także, gdybyś się zastanawiał(a), gdzie zabrać dzieci w weekend, to już wiesz. 😉
Podobne wpisy
Jeśli interesują Cię wycieczki bliższe i dalsze, na Dolnym Śląsku przede wszystkim, to na blogu znajdziesz już kilka innych propozycji.