Są takie dni, kiedy czuję się jak moje pranie wyciągnięte po dwóch dniach z suszarki. Wymięta. Pognieciona. Bez formy. Bez pary.
I jedyne, o czym marzę, to wyłączyć telefon, rzucić go w kąt i po prostu… zniknąć.
Nie odpowiadać na wiadomości.
Nie odbierać telefonów.
Nie publikować.
Nie być „dostępna”.
Po prostu nie być. Nie być do dyspozycji nikogo.
I wiesz co? Ostatnio mam wrażenie, że to uczucie przyszło do mnie już jakiś czas temu. I nie chce odejść.

Przebodźcowanie level kosmos
Od kilku tygodni codziennie otwieram media społecznościowe z zamiarem wrzucenia czegokolwiek. Czegokolwiek.
A potem mój mózg robi:
– nie
– NIE
– absolutnie nie.
Odkładam telefon z uczuciem bólu oczu, zmęczenia i takiego specyficznego wypalenia, które rozlewa się po mojej głowie.
Przesyt internetu.
Przesyt ludzi.
Przesyt informacji.
Przesyt bycia „w sieci”.
Przesyt bycia.
Przesyt… wszystkiego.
I jednocześnie to poczucie:
„Przecież na tym m.in. polega moja działalność. Powinnam. Muszę.”
Czy muszę?
No właśnie…
Zanurzyć się
Pamiętam ten moment z czasów jeszcze „przed dziećmi”, kiedy 3 razy w tygodniu chodziłam rano przed pracą na basen.
Pamiętam ten ruch pod wodą.
Te momenty zanurzenia, kiedy świat na sekundę znikał.
Woda szumiała w uszach.
Fale przytulały ciało.
Głowa się wyciszała.
To było jak reset systemu.
I teraz tak bardzo chciałabym poczuć to znowu.
Tylko wodę dookoła. Szum. Pustkę. Ciszę.
Chaos twórczej głowy
Jednocześnie mam w sobie taki głód…
Chciałabym:
– odświeżyć bloga,
– dokończyć sklep, żeby w końcu wyglądał profesjonalnie,
– dodać nowe pozycje do sklepu,
– napisać w końcu tę książkę,
– przeczytać mnóstwo książek,
– wrócić do nauki kraula (kiedyś!),
– tworzyć kolejne projekty,
– spróbować tyle nowych rzeczy…
Na jedną przeczytaną książkę kupuję trzy kolejne.
Po co? Dlaczego? Skąd ten głód?
A może to ucieczka?
Może balansuję między rzeczywistością a marzeniami tak bardzo, że zaczynam je mylić?
Gdzie jestem ja, a gdzie jest moja głowa?
Gdzie jestem ja, a gdzie moje plany?
Gdzie jest początek, a gdzie koniec?
W głowie chaos… Chaos przez duże CH.

I wtedy przychodzi myśl…
Czy jestem leniwa?
Czy jestem źle zorganizowana?
Co ze mną jest coś nie tak?
Z jednej strony słyszę:
„Nie da się trzymać tylu srok za ogon.”
A z drugiej strony mój wewnętrzny głos odpowiada:
„Tak? To patrz!”
Bo ja chcę dużo.
Zaczynam i nie kończę.
Otwieram kolejne furtki.
Tworzę, wymyślam, planuję.
I czasem mam wrażenie, że próbuję przeżyć życie w ciągłym „rozpędzie”, bez zatrzymywania się, bez pauzy, bez oddechu.
Jakbym bała się, że jeśli przestanę, to… zniknę…?
A może?
A może mój organizm po prostu mówi:
„Kobieto, STOP. Pauza.”
Może ten przesyt, to przebodźcowanie, ta potrzeba zanurzenia się w ciszy – to nie słabość?
Może to mądrość ciała?
Może natura w środku mnie przypomina, że nawet drzewa nie rosną bez przerwy.
Że lato nie trwa cały rok.
Że nikt – NIKT – nie jest całoroczną wiosną.
I może…
Może nie muszę teraz nic wymyślać.
Może mogę pobyć w tym zawieszeniu.
W tym szumie.
W tej chmurce, którą chcę otulić moją pulsującą głowę.
Może to jest etap pomiędzy.
Pomiędzy działaniem a regeneracją.
Pomiędzy „dam radę” a „jeszcze nie dziś”.
Pomiędzy światem a sobą.
Bo czasem największą odwagą nie jest robić więcej.
Czasem największą odwagą jest
zatrzymać się.
P.S.
A jeśli czujesz podobnie – jeśli czasem masz ochotę zamknąć się w swojej prywatnej chmurce i nie dopuszczać do siebie świata – to wiedz, że nie jesteś w tym sama. Tu też siedzi jedna taka.
Ściskam. 🌿💛
Agata
Podobne wpisy
Jeśli trafia do Ciebie to, co piszę, zostań tu na dłużej.
Znajdziesz tu trochę normalności, trochę ciepła i trochę śmiechu przez łzy.
To nie jest blog o idealnym macierzyństwie.
To jest blog o mnie. O mamie, która stara się, jak może. Po swojemu, każdego dnia.
Poniżej znajdziesz bezpośrednie linki do kilku poprzednich wpisów z cyklu #zpamiętnikamamy. Dobrej lektury! Ściskam.
Z pamiętnika mamy, która… ma dość kultu „nienarzekania”
Z pamiętnika mamy, która… znowu się wspięła (tym razem na Ślężę).
Z pamiętnika mamy… która zaspała na własną wyprawę w góry
Z pamiętnika mamy, która nie chce spełniać oczekiwań całego świata.
Z pamiętnika mamy, która miała dziś nie krzyczeć…
Z pamiętnika mamy, która znów się spóźniła
Z pamiętnika mamy, która znowu zapomniała
Z pamiętnika mamy, która nie chce być szoferem
Z pamiętnika mamy, która pogubiła się w zmęczeniu
Z pamiętnika mamy, która żyje tu i teraz… prawie zawsze
Z pamiętnika mamy, która… korzysta z pomocy psychoterapeutki
Z pamiętnika mamy, która… dawała świetnie radę
P.S.
Jeśli ten wpis Cię rozbawił, poruszył albo sprawił, że poczułaś się mniej samotna w tym codziennym chaosie – możesz postawić mi choćby kawę. Każda kawa to bezcenna dla mnie wskazówka, że to, co tu piszę, przydaje się innym. A każde słowo uznania i to symboliczne „dziękuję” uskrzydla jak nie wiem co. 🙂



Widać, że robisz to z pasją.Nieczęsto zdarza mi się wrócić do początku tekstu po przeczytaniu całości – tu wróciłem. Czuć, że ktoś tu naprawdę przemyślał, co chce powiedzieć. Są miejsca w sieci, gdzie się wraca – myślę, że właśnie tu znalazłem kolejne.