Z pamiętnika mamy, która nie chce być szoferem

Mam czwórkę dzieci. Każde z nich (poza trzyletnią Marceliną) uczęszcza na jedne wybrane przez siebie zajęcia dodatkowe. Jedne. Nie siedem. Nie każde możliwe.
I nie — nie wozimy ich na wszystko, co się da. Bo nie chcemy.

Szofer – to określenie, którego nie chcę zaliczać jako mojego.

Najstarsza córka wybrała jazdę konną — więc ją zawożę, bo tego nie da się „przenieść bliżej”.
Chłopaki chodzą na judo — w szkole, są zabierani ze świetlicy przez trenera. Starszy chodzi też na darmowe zajęcia z piłki ręcznej, również w szkole i zabierany jest przez trenera ze świetlicy. Obaj są zadowoleni (czasem mniej, a czasem bardziej). Starszy przebąkuje od jakiegoś czasu o piłce nożnej. I… no nie wiem. Myśl o weekendowych sparingach i turniejach, w które miałabym się zaangażować, budzi we mnie… zmęczenie. Już na zapas.

lubię leniwe poranki
lubię leniwe poranki

Dodatkowo nasze dzieci uczestniczą w prawie wszystkich działaniach, warsztatach, spotkaniach, które organizuję w mojej Warsztatowni. Czasem są tylko uczestnikami, a czasami są współtwórcami, bo pomagają w przygotowaniach, czasem pomagają sprzątać, wspierają prowadzących w trakcie prowadzenia zajęć (coś trzeba dodatkowo wydrukować, znaleźć pośród wyposażenia sali, itp.). Regularnie uczestniczą w zajęciach rysunku, a od niedawna pobierają również indywidualne lekcje w tym kierunku.

Czy to źle?

Czy naprawdę miarą zaangażowania rodzica jest gotowość do godzin spędzonych w aucie lub galeriach handlowych podczas oczekiwania na koniec zajęć dziecka?

Nie — nie czuję się złą matką, bo nie zapisuję dzieci na milion zajęć.  Bo nie odpowiadam entuzjazmem na każdą sugestię otoczenia, że „moje dziecko chciałoby chodzić na basen”. Generalnie. Tylko czasem, w mojej głowie pojawia się głos, że „może jednak powinnam”. 
Nie, nie potrzebuję kolejnej osoby, która z troską w głosie zapyta, czy nie powinnam bardziej się postarać. Wystarczy, że sama sobie „dokopuję” i sama się biczuję, że powinnam więcej, bardziej, mocniej.

czy zdarza mi się zawieźć dzieci do szkoły/przedszkola w piżamie? Hmm... możliwe...
czy zdarza mi się zawieźć dzieci do szkoły/przedszkola w piżamie? Hmm… możliwe…

Serio?!

Dlaczego nikt nigdy nie zapytał mojego męża, czemu on nie wozi dzieci na zajęcia? Albo jak łączy pracę na pełen etat z wożeniem i odbieraniem dzieci do szkoły, przedszkola? Jak ogarnia wożenie dzieci na zajęcia dodatkowe? Dlaczego nikt nie patrzy na niego krzywo, bo po raz kolejny nie było go na akademii, występie, dniu rodziny, dniu dziecka, zakończeniu, rozpoczęciu szkoły?

:-)
🙂


Czemu domyślnie uznaje się, że to moja „misja”? Nie, gorzej! To moje zaniedbanie!

Nie ukrywam — kiedy zakładałam Warsztatownię, jedną z myśli przewodnich było stworzenie przestrzeni, w której moje dzieci będą mogły się rozwijać bez mojej codziennej roli taksówkarza.
I do niedawna byłam przekonana, że ta myśl nie wynikła z mojego lenistwa. Ale z rozsądku. I z mojej potrzeby oddychania. Do niedawna. Bo gdy ktoś bliski zarzucił mi, że za mało pracuję, jestem wciąż zmęczona i powinnam bardziej… Mocno zwątpiłam w siebie i w rację tego, co robię.

Czy naprawdę szczęśliwe dzieciństwo mierzy się ilością popołudniowych aktywności?

Czy dzieciństwo nie może być też o nudzie? O czasie w domu. I o wspólnym obiedzie, bez wyścigu z czasem. A także o takim popołudniu, gdzie nic nie muszę, gdzie dzieci nie muszą, gdzie po prostu możemy. Chcę, by moje dzieci potrafiły po prostu być.

Może nie jestem wyrodną matką.
Może po prostu jestem matką, która wybiera inaczej.

Podobne wpisy

Jeśli to do Ciebie trafia, zostań tu na dłużej.
Znajdziesz tu trochę normalności, trochę ciepła i trochę śmiechu przez łzy.

To nie jest blog o idealnym macierzyństwie.
To jest blog o mnie. O mamie, która stara się, jak może. Po swojemu, każdego dnia.

Poniżej znajdziesz bezpośrednie linki do kilku poprzednich wpisów z cyklu #zpamiętnikamamy. Dobrej lektury! Ściskam.

Z pamiętnika mamy, która miała dziś nie krzyczeć…

Z pamiętnika mamy, która znów się spóźniła

Z pamiętnika mamy, która znowu zapomniała

P.S.

Jeśli ten wpis Cię rozbawił, poruszył albo sprawił, że poczułaś się mniej samotna w tym codziennym chaosie – możesz postawić mi choćby kawę. Każda kawa to bezcenna dla mnie wskazówka, że to, co tu piszę, przydaje się innym. A każde słowo uznania i to symboliczne „dziękuję” uskrzydla jak nie wiem co. 🙂

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przewijanie do góry