Z pamiętnika mamy, która czuje się tylko pracownikiem obsługi (a nie boginią ogniska domowego)

Miałam być Boginią Ogniska Domowego. Tą eteryczną, mądrą, pachnącą ziołami (albo choć cytryną) kobietą, która jednym spojrzeniem ogarnia każdy, nawet największy, chaos, a delikatnym uśmiechem koi każdą dziecięcą troskę. Taką, co to siada przy oknie z kubkiem herbaty, patrzy w dal i wie, po prostu wie, jak poukładać świat.

A kogo mam dziś?

Pracownika Obsługi Technicznej.

I to w pełnym wymiarze godzin plus nadgodziny.

Ja jestem od logistyki.
Od prania.
Od zaopatrzenia.
Od szoferowania.
Od ogarniania rzeczy zgubionych i rzeczy, które „przecież tu leżały!”.
Jestem tą, która bezbłędnie potrafi zlokalizować:

  • autko młodszego syna,

  • lalkę najmłodszej,

  • podręcznik historii najstarszej,

  • zeszyt od logopedy starszego syna,

  • klucze od biura męża,

  • i… resztki własnej cierpliwości (choć bywa, że akurat te odnajduję coraz rzadziej).

I w którymś momencie — nie wiem nawet, kiedy dokładnie — poczułam rozczarowanie. Autentyczne i cholernie bolesne. 
Nie życiem.
Sobą.

Życie...
Życie…

Bo przecież miało być inaczej.

Miałam być spokojna, mądra (nie mylić z wszystkowiedząca), niewzruszona.
Miałam emanować równowagą, a nie irytacją.
Miałam być tą, która wie i rozumie. Nie tą, która od trzech godzin próbuje rozwiesić jedno pranie, bo pięć innych rzeczy jej wciąż przerywa.

Ale stoję tu — wymięta jak przeleżany w suszarce bębnowej T-shirt, między stertą brudnego i czystego prania — i jedyne, co czuję, to… rozdrażnienie i frustrację (delikatnie ujmując).

No i później przychodzi pytanie numer 1127:

„Mamo, gdzie jest mój…?”

Mój piórnik.
Mój portfel.
Mój zeszyt.
Moja (Agaty) godność.
Mój (Agaty) sens życia…

I stoję z tą myślą, że mój mózg to już nie jest organ do kreatywnego myślenia.
To magazyn rzeczy zagubionych.
Centralna baza danych do obsługi małych i dużych dramatów.

I kiedy naprawdę mam już dość, pojawia się inna myśl. Przebicie się przez ten cały bałagan nie jest łatwo, ale powolutku i sukcesywnie, dociera do mnie maleńkimi literkami:

Może w tej nieidealności jest jakaś prawdziwa siła?

idealnie nieidealne
idealnie nieidealne

Bo nie mamy różdżek.
Nie mamy peleryn marvelowiskich superbohaterek.

Ani piedestałów greckich czy rzymskich bogiń.
Nie mamy też szklanych domów.
Mamy pranie, niesparowane skarpetki (pralka notorycznie coś zżera), wrzaski w tle i tysiące decyzji dziennie — i jakoś w tym wszystkim trwamy.

I może właśnie tu rodzi się prawdziwa matczyna moc:
w przyzwoleniu na to, że nie zawsze jesteśmy spokojne, łagodne i świetnie zorganizowane.

Boginie są w mitach.
My jesteśmy w realu.

A real jest taki, że czasem jesteśmy zmęczone, wkurzone, sfrustrowane i kompletnie nieczarodziejskie.

A mimo to — ogarniamy.
DowoziMY.

DowoziMY
DowoziMY

I może właśnie to jest sukces?

Nie ten mierzony pieniędzmi, karierą, urlopami all inclusive.
Nie ten z katalogów i instagramowych filtrów.

Może sukces to:

  • wrócić do stołu, choć tydzień był ciężki,

  • znaleźć uśmiech choćby na chwilę,

  • przyznać się do zmęczenia,

  • mieć odwagę powiedzieć „nie wyrabiam”,

  • wiedzieć, że mimo wszystko jesteś tu, nie tylko dla nich, ale i dla siebie, w całości.

Może najwspanialsze, co może być, to nie perfekcyjne życie…
ale to życie prawdziwe.

Pełne chaosu, miłości, frustracji i czułości między jedną stertą prania a drugą.

z chaosem w tle ;-)
z chaosem w tle 😉

Podobne wpisy

Jeśli trafia do Ciebie to, co piszę, zostań tu na dłużej.
Znajdziesz tu trochę normalności, trochę ciepła i trochę śmiechu przez łzy.

To nie jest blog o idealnym macierzyństwie.
To jest blog o mnie. O mamie, która stara się, jak może. Po swojemu, każdego dnia.

Poniżej znajdziesz bezpośrednie linki do kilku poprzednich wpisów z cyklu #zpamiętnikamamy. Dobrej lektury! Ściskam.

Z pamiętnika mamy, która… chce wszystkiego naraz

Z pamiętnika mamy, która… ma dość kultu „nienarzekania”

Z pamiętnika mamy, która… znowu się wspięła (tym razem na Ślężę).

Z pamiętnika mamy… która zaspała na własną wyprawę w góry

Z pamiętnika mamy, która nie chce spełniać oczekiwań całego świata.

Z pamiętnika mamy, która miała dziś nie krzyczeć…

Z pamiętnika mamy, która znów się spóźniła

Z pamiętnika mamy, która znowu zapomniała

Z pamiętnika mamy, która nie chce być szoferem

Z pamiętnika mamy, która pogubiła się w zmęczeniu

Z pamiętnika mamy, która żyje tu i teraz… prawie zawsze

Z pamiętnika mamy, która… korzysta z pomocy psychoterapeutki

Z pamiętnika mamy, która… dawała świetnie radę

P.S.

Jeśli ten wpis Cię rozbawił, poruszył albo sprawił, że poczułaś się mniej samotna w tym codziennym chaosie – możesz postawić mi choćby kawę. Każda kawa to bezcenna dla mnie wskazówka, że to, co tu piszę, przydaje się innym. A każde słowo uznania i to symboliczne „dziękuję” uskrzydla jak nie wiem co. 🙂

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przewijanie do góry