Z pamiętnika mamy, która… dawała świetnie radę

Czy w życiu chodzi tylko o to, by „dawać radę”? Często słyszę te słowa. Czy zamiast ciągłej walki, nie lepiej prosić o wsparcie albo po prostu być blisko siebie?

„Jak Ci jest w tej pozycji?” – pytam na zajęciach jogi.
„No… daję radę” – słyszę w odpowiedzi.

I w tym momencie ręce mi opadają.
Bo nie o to chodzi, żeby „dawać radę”.
Nie masz „dawać radę” – masz czuć przestrzeń, rozluźnienie, rozciąganie, skręcanie, czasami nacisk. Masz czuć, że w tym napięciu jest potencjał do puszczenia, że coś się wydłuża, otwiera.

Słuchaj swojego ciała i szanuj jego prośby!

„Jak się idzie?”

– pytam podczas zajęć nordic walking. I znów słyszę i widzę to samo.
„Jakoś daję radę” – odpowiada mi uczestniczka.
Albo młoda mama, z którą ostatnio rozmawiałam, opowiadając mi o swoich pierwszych tygodniach z dzieckiem. „Daję radę” – mówi. A ja czuję, że to „daję radę” nie jest o sile, tylko o zaciskaniu zębów i mięśni, o przechodzeniu dnia siłą woli.

Bo ja wiem, jak to jest.

Przez lata „dawałam radę”. Zaciskałam zęby tak mocno, że do dziś łapię się na szczękościsku. Spinałam poślady, żeby nikt nie ważył się powiedzieć „sama chciałaś”. Tak cholernie się tego bałam. Tak bardzo chciałam udowodnić, że umiem, potrafię, że sobie poradzę. Że jestem „ogarnięta”.

I naprawdę tak niewiele brakowało, żebym już nie wstała.

Kiedyś myślałam, że depresja to tylko słowo – wymówka, zasłona dymna dla tych, którzy są „słabi” i „nie umieją w organizację”. Aż sama przekroczyłam wszelkie swoje granice. Aż sama dowiedziałam się, czym jest depresja.

I dlatego dziś, kiedy słyszę „daję radę”, czuję, jak w środku coś mi się skręca.
Bo ja nie chcę przeżyć mojego życia – tego jednego, które wierzę, że mam – pod flagą „daję radę”.

Nie chcę „dawać radę”.
Chcę żyć.
Chcę oddychać.
Chcę umieć powiedzieć: „Potrzebuję wygody. Potrzebuję pomocy. Potrzebuję przestrzeni.”

Na macie jogi, w marszu z kijkami, w życiu z dziećmi – chcę uczyć siebie i innych, że nie musimy zaciskać zębów, żeby „wytrzymać”.
Możemy szukać wygody.
Możemy się wspierać.
Możemy odpuścić.
I to też jest OK.

Bo w życiu nie chodzi o to, żeby „dawać radę”.
Chodzi o to, żeby żyć w tym, co jest – i dawać sobie prawo do łagodności.

Podobne wpisy

Jeśli trafia do Ciebie to, co piszę, zostań tu na dłużej.
Znajdziesz tu trochę normalności, trochę ciepła i trochę śmiechu przez łzy.

To nie jest blog o idealnym macierzyństwie.
To jest blog o mnie. O mamie, która stara się, jak może. Po swojemu, każdego dnia.

Poniżej znajdziesz bezpośrednie linki do kilku poprzednich wpisów z cyklu #zpamiętnikamamy. Dobrej lektury! Ściskam.

Z pamiętnika mamy, która nie chce spełniać oczekiwań całego świata.

Z pamiętnika mamy, która miała dziś nie krzyczeć…

Z pamiętnika mamy, która znów się spóźniła

Z pamiętnika mamy, która znowu zapomniała

Z pamiętnika mamy, która nie chce być szoferem

Z pamiętnika mamy, która pogubiła się w zmęczeniu

Z pamiętnika mamy, która żyje tu i teraz… prawie zawsze

Z pamiętnika mamy, która… korzysta z pomocy psychoterapeutki

P.S.

Jeśli ten wpis Cię rozbawił, poruszył albo sprawił, że poczułaś się mniej samotna w tym codziennym chaosie – możesz postawić mi choćby kawę. Każda kawa to bezcenna dla mnie wskazówka, że to, co tu piszę, przydaje się innym. A każde słowo uznania i to symboliczne „dziękuję” uskrzydla jak nie wiem co. 🙂

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przewijanie do góry