Narty pojawiły się w moim życiu jakoś parę lat po tym, jak pojawił się w nim mój przyszły-obecny mąż. Ciśnie mi się na usta, „to wszystko jego wina”. Zaszczepił we mnie miłość nie tylko do gór, górskich wycieczek, roweru, biegania, ale i do nart. Do zjazdówek i biegówek.
Narty odpuściłam na kilka ostatnich lat. Bo ciąża, malutkie dzieci na stanie, karmienie piersią, następne ciąże i kolejne dzieci. Myślę, że w końcu mogę wrócić do czegoś, co sprawiało mi radość.
Pomysł na wyjazd
Pomysł na wyjazdy takie stricte kobiece pojawił się wraz z moją potrzebą kobiecego towarzystwa i chwilowego choćby wyjścia z domu. Od dobrych kilku lat ciągnie mnie do kobiecego towarzystwa i do takiej kobiecej energii. A pomysłów na wyjazdy jedno lub kilkudniowe w mojej głowie ostatnimi czasy powstało tyle, że starczy chyba na dobre kilka lat.
Pomysł na biegówki powstał z tego, że miałam ogromną ochotę jechać właśnie na narty biegowe. Nie miałam ochoty jechać sama, chciałam w jakimś kobiecym towarzystwie. Tym bardziej, że towarzystwo męża chwilowo ze względu na kontuzję kolana, było utrudnione. Także jak to mówią, „potrzeba matką wynalazku”, w tym wypadku wyjazdu. 🙂
No to jedziemy!
Choć w pierwszej chwili plan zakładał wyjazd do Zieleńca lub ewentualnie do Karłowa, żeby pośmigać po górach, to jednak życie i warunki pogodowe dość szybko zweryfikowało owe plany. Zima nie tylko na Dolnym Śląsku, ale w Polsce w ogóle jednak w tym roku mało zimowa i śniegu jest/było jak na lekarstwo. Jeszcze na zjazdówki znalazłoby się kilka naśnieżanych stoków, to jednak na biegówki był zdecydowanie słabszy czas.
Choć nazwa Jamrozowa Polana obiła mi się już o uszy, to jednak do tej pory nie wiedziałam, że na Jamrozowej Polanie funkcjonuje tak spory kompleks. Kompleks, a dokładnie Centralny Ośrodek Sportu (COS), był w tym czasie regularnie naśnieżany. I mimo, że śniegu wokół to można było z latarką szukać, to trasy dla narciarzy biegowych i biathlonistów były naśnieżone, z przygotowanym śladem.
Na początku nasi instruktorzy podzielili nas na 2 grupy, początkującą i bardzo początkującą. 😉 Znaczna część naszej 2-osobowej grupy miała tutaj swój pierwszy raz na nartach w ogóle! Gdy dziewczyny opowiadały mi swoje historie, miałam ochotę każdej chylić czoła, że zdecydowała się ze mną jechać!
Po pierwszych krokach, tj. wyjaśnieniu podstawowych kroków techniką klasyczną i po sporej dawce teorii, ruszyłyśmy na przygotowaną pętlę. I choć zaliczyłyśmy całkiem sporą liczbę mniejszych i większych upadków, mimo że sztuczny śnieg nie ułatwiał ani nauki, ani jazdy, ani upadania, dziewczyny schodziły z trasy uśmiechnięte od ucha do ucha. 🙂
Nawet nasz instruktor kończył uśmiechnięty i mam nadzieję, że ten uśmiech nie był z ulgi, że to już koniec. ;-P
I co jeszcze?
Po 3 godzinach w Ośrodku na Jamrozowej Polanie wszystkie wymarznięte ochoczo ruszyłyśmy do pobliskiej restauracji.
Jedzenie było przepyszne! Choć co do obsługi miałyśmy pewne uwagi, pozostawię ten temat jednak bez większego komentarza. Szkoda czasu i energii. Nie wiem, jak dziewczyny, ale tam już raczej nie wrócę.
Nie byłabym sobą, gdybym będąc w górach nie chciała pójść choć na chwilę na szlak. 11 dziewczyn zdecydowało się ruszyć ze mną, mimo zmęczenia po biegówkach, mniej lub bardziej drobnych urazach (tak, tak! też nam się przydarzyły!), mimo mgły i popołudniowej godziny!
Ale na wpis o wyjściu na Orlicę zapraszam już osobno. 🙂 Mam za dużo zdjęć, z dwóch wejść, bo byliśmy na Orlicy też we dwoje z mężem w październiku. Dziś musi wystarczyć, że wejście było ekstra! I jeśli jesteście w Zieleńcu, to Orlica jest moim „must see”.
Jednym zdaniem
To był MEGA wyjazd! Same pozytywne dziewczyny, które z uśmiechem, zaangażowaniem i mimo wielu obaw, wychodziły ze swoich stref komfortu, pokonywały swoje lęki i dzielnie uczyły się podstaw narciarstwa biegowego. Wiem, że może to zabrzmieć oklepanie, ale odczuwam niewypowiedzianą wdzięczność za te wszystkie kobiety, które pojawiają się na mojej drodze. Wierzę w to, że przed nami jeszcze gro wyjątkowych wyjazdów.
Podsumowując: 1 złamany palec, 1 uszkodzone kolano, 1 zdarty nos, 1 obita kostka, 20 poobijanych pup. Warunki śniegowe były trudne. Dlatego jak już pojedziemy kolejny raz – będzie tylko łatwiej. 😀
Podobne wpisy
Jeśli szukasz innych pomysłów na wyprawy z dziećmi w okolicy Dolnego Śląska i nie tylko, to może zainspiruje Cię jakieś miejsce, w którym mieliśmy przyjemność już być? Zajrzyj do poniższych linków oraz innych wpisów na blogu!
Poniżej znajdziesz bezpośrednie linki do kilku miejsc, w których możesz z dziećmi spędzić czas. Edukacyjnie, miło albo z mniejszym lub większym zaangażowaniem ze strony rodzica. 😉
Jaskinia Niedźwiedzia z dziećmi
Krośnice i kolejka wąskotorowa
Centrum edukacyjno – turystyczne CET Naturum
Muzeum Przemysłu i Kolejnictwa na Śląsku w Jaworzynie Śląskiej
P.S.
A jeśli spodobał Ci się dzisiejszy wpis lub któryś z poprzednich, może już nie raz skorzystałaś z tego, co u mnie znalazłaś, możesz postawić mi symboliczną kawę. 🙂 Każda kawa to bezcenna dla mnie wskazówka, że to, co tu piszę, przydaje się innym. A każde słowo uznania i choćby symboliczne „dziękuję” uskrzydla jak nie wiem co. 🙂