Gdzie by tu jechać z niemowlakiem i trzylatkiem? Gdzie by tu jechać, by choć częściowo zaspokoić potrzeby maluchów, ale i rodziców? My zdecydowaliśmy się na Jezioro Złotnickie i okolice.
Podczas, gdy nasza starsza dwójka pojechała z dziadkami do Zakopanego w ramach świętowania Dnia Dziecka, również i my mieliśmy nasz „dzień dziecka”. I postanowiliśmy spędzić go poza domem, na wyjeździe, ale zdecydowanie bliżej domu niż dalej. Bardzo ciągnie mnie w stronę gór, ale że z chustą i jej wiązaniem wciąż jestem trochę na bakier, to niezbyty widzę nasze wędrówki. Dlatego zdecydowaliśmy się na mniej górzysty teren, ale wciąż z widokami, tj. Pogórze Izerskie, a dokładnie Jezioro Złotnickie i okolice.
Gryfów Śląski
Nocleg mieliśmy w Karłowicach, tuż za Gryfowem Śląskim. Podczas naszego pobytu nie było tu tłumów, ale widząc zagęszczenie domków i apartamentów wokół jeziora, podejrzewam, że w sezonie jest tu dziki tłum. Domków, w których byliśmy, nie będę polecać, bo jakoś szczególnie nas nie zauroczyły. Nie doczytałam, że np. nie mają wifi. Zasięg był ledwo, ledwo, co oznaczało, że mieliśmy tu naprawdę niezły detoks. 🙂
z widokiem na jezioro
Pierwszego dnia pogoda była chłodna, a my i tak nie przyjechaliśmy przecież siedzieć tylko w domkach, więc postanowiliśmy przejechać się do Gryfowa. Okazało się, że trafiliśmy akurat na obchody 780-lecia Gryfowa. A to oznaczało imprezę w rynku. 🙂
Miłoszowi najbardziej podobał się chyba występ orkiestry dętej. 😀 Myślę, że bardzo możliwe, iż widział i słyszał takową po raz pierwszy. Aż nogi same rwały mu się do tańca, a Marcysia rewelacyjnie przy tej muzyce spała. 😀
A oprócz występu orkiestry dętej, obejrzeliśmy też uliczny spektakl dla dzieci (ciekawie przy tym angażujący również dorosłych) i obejrzeliśmy sprzęt przywieziony i udostępniony przez rycerzy z Grodu Rycerskiego w Byczynie.
Tutaj zjedliśmy również przepyszny obiad w Restauracji Coffee Street i przespacerowaliśmy się wokół rynku. Spałaszowaliśmy także lody, przecież bez nich to ani rusz! 😉 A na rynku podczas obchodów gryfowskiego święta było wiele atrakcji dla dzieci, jak warsztaty dawnego rękodzieła, bańki, malowanie buzi i inne, z których my już nie korzystaliśmy. Nawet jakieś zamki dmuchane widzieliśmy, ale nie zachodziliśmy.
Do Gryfowa nie pojechaliśmy na zwiedzanie jakichkolwiek zabytków, a raczej żeby zjeść obiad i przespacerować się w rytmie slow. Bo „slow” (czyt. powoli) było głównym założeniem tego wyjazdu.
Jezioro Złotnickie
Jezioro Złotnickie zdaje mi się być rajem dla wędkarzy. W każdym razie spotkaliśmy ich tu całe multum! Drugiego dnia pobytu bowiem wybraliśmy się na wycieczkę wzdłuż jeziora. Zaczynając od przekroczenia jeziora na jego drugą stronę po kładce na jeziorze.
Kładka jest ciekawym miejscem na sesje zdjęciowe, choć nie jest najnowsza i mogłaby wyglądać zdecydowanie lepiej, gdyby ją choć trochę odnowić. Tuż za kładką skręciliśmy w prawo, kierując się żółtym szlakiem. Idąc tym szlakiem można dotrzeć do dawnej szubienicy basztowej, a nawet dalej, bo do samego Zamku Czocha. My jednak ograniczyliśmy nasze zapędy. 🙂
Szlak ten prowadzi ścieżką wzdłuż jeziora. Nie jest ona najszersza, w niektórych miejscach dość mocno okraszona wystającymi kamieniami i korzeniami. Do tego bywają miejsca dość niebezpieczne, które idą tuż nad brzegiem jeziora i wypada tu uważać, by nie stoczyć się przez przypadek do wody.
My wyruszyliśmy na naszą wycieczkę jakoś przed południem, w okolicach godziny 10:00 czy 11:00. Idąc szlakiem, prawie cały czas szliśmy pośród drzew. Pięknie tu pachniało leśnym poszyciem. Nasze maluchy współpracowały na tyle, że doszliśmy do Ośrodka Wypoczynkowego Złoty Potok. Mieliśmy nikłą nadzieję, że znajdzie się tu działająca restauracja i będziemy mogli zjeść tu obiad. Niestety nasze nadzieje okazały się płonne. Na miejscu była za to niezatłoczona jeszcze o tej porze roku plaża z czystym piaskiem, na której Miłosz chwilę się pobawił, podczas gdy ja próbowałam uspokoić krzyczącą już w niebogłosy Marcysię (to była najbardziej stresująca chwila całego naszego wyjazdu).
A gdy już wszyscy zjedliśmy nasze przyniesione zapasy, gdy również Marcysia się po dłuższej chwili uspokoiła i zjadła, ruszyliśmy w drogę powrotną. Tym razem oddaliliśmy się trochę od jeziora i weszliśmy trochę głębiej w las. Trzymając się leśnych ścieżek i dróg, doszliśmy do czerwonego szlaku rowerowego i ponownie przekraczając kładkę, wróciliśmy do naszego domku.
Powrót okazał się mega szybki. W przeciwieństwie do spaceru w tamtą stronę. 🙂 Niespodzianką i wręcz prezentem od losu była drzemka obojga naszych dzieci, trwająca nadal, gdy dotarliśmy do domku. A to sprawiło, że i nam dorosłym dane było się zdrzemnąć. Tuż po tym, gdy zjedliśmy zamówioną w Coffee Street rewelacyjną pizzę. 😀
Wieczorem, gdy wszyscy się już zdrzemnęli, odpoczęli i ponownie nabrali sił, odbyliśmy naszą pierwszą rowerową wycieczkę w nowym składzie. 🙂 Wycieczkę króciutką, bo zaledwie 3.5 km do pobliskiego sklepiku po lody i z powrotem. Po asfalcie, niezbyt ruchliwym, co by Marcysi zbytnio nie wytrzęsło.
Okolice – Zapora Leśniańska
Ostatniego dnia pobytu lało od rana. Przestało około południa, a my do tego czasu zdążyliśmy się powoli spakować, zjeść 2 śniadania, pogadać, pobawić z dziećmi i wykąpać psa. 😀 A gdy już przestało padać, zapakowani, udaliśmy się na wycieczkę. Kierunek? -> Zapora Leśniańska.
Zaparkowaliśmy na parkingu na przeciwko campingu Chocha. Niestety parking jest płatny (10 zł za cały dzień). Niestety nie znaleźliśmy tu alternatywy bezpłatnego parkowania. A spacer z parkingu na zaporę to zaledwie 5, max 10 minut, jeśli maluch idzie na własnych nogach. 😉
A zapora robi spore wrażenie. Działająca tu elektrownia wodna jest bodajże najstarszą w Polsce! My nie byliśmy, ale ponoć warto wybrać się na wycieczkę statkiem po jeziorze. Bywa, że statek podpływa bardzo blisko zapory.
Miłosz był już ewidentnie głodny, więc pojechał z tatą autem, a ja z Marcysią wybrałam się na 15-minutowy spacer piechotą do Zamku Czocha. Bardzo potrzebowałam ruchu, a Marcysia smacznie spała w wózku. Spacer wzdłuż drogi nie był zły, choć brakuje tu jakiejś ścieżki dla pieszych i/ lub rowerzystów. Całość prowadzi bowiem po asfaltowej drodze. Choć nie spotkałam bardzo dużo aut (byliśmy tu w poniedziałek), to kilka z nich przejechało obok mnie dość szybko. Nie jest to droga, którą chciałabym iść z dzieckiem nie siedzącym w wózku.
Okolice – Zamek Czocha
Na Zamek Czocha bardzo, ale to bardzo chciałam jechać. Choć wiedziałam, że nie zwiedzimy go od środka (bo z wózkiem nie da rady, a z chustą wciąż się nie zaprzyjaźniłyśmy), to i tak chciałam spędzić tu trochę czasu. Na obszerniejszy wpis o zamku i jego wnętrzu, zapraszam Cię do Ahoj! Przygodo (Zamek Chocha Polski Howart), którzy szczegółowo opisują, co tu na Ciebie czeka.
My nasze zwiedzanie Zamku ograniczyliśmy do dziedzińca, placu zabaw i wizyty w restauracji. Pierwsze od czego zaczęliśmy, to jedzenie. 🙂 Zjedliśmy tu bardzo smaczny obiad. Wzięliśmy go na wynos (bo w restauracji było bardzo dużo ludzi, a i Marcysia nie bardzo chciała tu spać) i zjedliśmy na terenie zielonym rozpościerającym się pod zamkiem.
Dziedziniec jest właściwie pusty, choć niezłe wrażenie robią mury, z których wystają ogromne kamienie.
Na zamku jest również nieduży plac zabaw dla dzieci, gdzie rzecz jasna spędziliśmy trochę czasu. 🙂
Auto spokojnie zaparkujesz bezpośrednio pod zamkiem. Parking tutaj również jest odpłatny. Kasy biletowe (dot. parkingu i zamku) są tuż przy wejściu na zamek.
Jednym zdaniem
Ten wyjazd nie był nastawiony na nie wiadomo jaką aktywność, ani zwiedzanie. To był wyjazd regeneracyjny. 🙂 Przede wszystkim dla nas, rodziców. Naszemu trzylatkowi podobało się, że ma rodziców prawie na wyłączność. Z kolei nasza 2-miesięczna córa pokazała ze 2 razy, kto tu naprawdę teraz rządzi. 😉
Choć nie możemy się tu „pochwalić”, jakie trasy pokonaliśmy, to to był dobry wyjazd. Bo nie każdy wyjazd musi być jakimś „osiągnięciem”, „wyczynem”. Dla niektórych wyczynem jest właśnie wyjazd z choćby 2-miesięcznym dzieckiem.
Wiedz, że każdy wyjazd z dzieckiem jest budowaniem wspomnieniem, zacieśnianiem więzów. A im więcej czasu spędzicie na dworze, tym lepiej dla Was, zdrowia Twojego i Twojego dziecka. Dla zdrowia psychicznego i fizycznego. 🙂
A jezioro Złotnickie…? Chętnie przyjedziemy tu ponownie, z całą paczką. Ale na pewno chciałabym znaleźć spokojniejszą miejscówkę lub zaplanujemy wyjazd poza sezonem. Bo obawiam się, że sezon może tu być naprawdę tłumny.
Podobne wpisy
Jeśli szukasz innych pomysłów na miejsca dla dzieci w Oławie i okolicy, może zainspiruje Cię jakieś inne miejsce, w którym mieliśmy przyjemność już być? Zajrzyj!
Poniżej znajdziesz bezpośrednie linki do kilku miejsc, w których możesz z dziećmi spędzić czas. Edukacyjnie, miło albo z mniejszym lub większym zaangażowaniem ze strony rodzica. 😉
Jaskinie Niedźwiedzia z dziećmi
Krośnice i kolejka wąskotorowa
Centrum edukacyjno – turystyczne CET Naturum
Muzeum Przemysłu i Kolejnictwa na Śląsku w Jaworzynie Śląskiej
P.S.
A jeśli spodobał Ci się dzisiejszy wpis lub któryś z poprzednich, może już nie raz skorzystałaś z tego, co u mnie znalazłaś, możesz postawić mi symboliczną kawę. 🙂 Każda kawa to bezcenna dla mnie wskazówka, że to, co tu piszę, przydaje się innym. A każde słowo uznania i choćby symboliczne „dziękuję” uskrzydla jak nie wiem co. 🙂