Sępia Góra i Skałki Zakochanych rowerem | pomysł na weekend

Gdzie byśmy nie jechali, prawie zawsze mamy ze sobą rowery. I zwykle przynajmniej jeden dzień spędzamy właśnie na rowerach. Również będąc w czerwcu w Górach Izerskich sprawdzaliśmy, czy i tam da się popedałować z trójką małych dzieci. Da się?

No to ruszamy!
No to ruszamy!

Wszystko da się! 😉 Tylko czasami musimy się nastawić, że taka wycieczka będzie miała zupełnie inny kilometraż, niż gdybyśmy jechali sami. Taka wycieczka, to także znacznie wolniejsze tempo, ale również totalnie inne spojrzenie na to, co odwiedzamy i jaką trasę wybieramy. Na tej wycieczce przekonaliśmy się o kilku rzeczach. Jakich? Czytaj dalej!

Sępia Góra

Gospodarze Domku pod Orzechem, u których gościliśmy na tym wyjeździe, pomogli nam w wyborze trasy. Przestudiowali z nami mapę, omówili różne warianty wycieczek. Ostatecznie zdecydowaliśmy się, że podwiozą nas autem kawałek powyżej Domku do drogi asfaltowej prowadzącej przez las. Mieliśmy tym samym ominąć najtrudniejszy podjazd i skupić się na łatwiejszej jeździe. Kierowaliśmy się w stronę Skałek Zakochanych. Jednak w połowie trasy stwierdziliśmy, że to jednak za szybko i łatwo nam idzie. 😀

Dlatego jednak odbiliśmy w górę i postanowiliśmy wjechać na Sępią Górę.

Sępia Góra
Sępia Góra

Anielka wepchnęła rower na samą górę. Tata pomagał zaledwie troszkę. Ja wepchnęłam rower  Miłoszem w foteliku, który po drodze zaliczył drzemkę i obudził się chyba tuż pod szczytem. Tata miał najtrudniejsze zadanie, bo w przyczepce zasnął nam Antek (po dwóch poprzednich dniach). A do przyczepki był jeszcze doczepiony Antoniego rower. I jakieś bagaże w przyczepce też się znalazły, prowiant, itp.

Wiata na Sępiej Górze
Wiata na Sępiej Górze

Antoni spał w najlepsze, gdy dotarliśmy na szczyt, więc spokojnie pilnując bacznie zaledwie dwójki dzieci, mogliśmy popodziwiać naprawdę piękne widoki z Sępiej Góry. Zjedliśmy tu któreś z rzędu śniadanie (bywa, że na takich wycieczkach jemy ich więcej niż 2) i powspinaliśmy się na skały. Przyznam, że trochę zaskoczona byłam liczbą ludzi na szczycie. Wcale nie było ich mało.

Dzieci wszędzie znajdą zabawę :-)
Dzieci wszędzie znajdą zabawę 🙂

A gdy w sumie chcieliśmy się już zbierać i ruszać w dalszą drogę, obudził się „the one and only” Antoni. 🙂 Posiedzieliśmy więc jeszcze trochę na Sępiej Górze. Raz jeszcze podziwialiśmy widoki i wspinaliśmy się na skały. W pełnym tym razem gronie.

Antoś po drzemce też załapał się na podziwianie widoków na Sępiej Górze
Antoś po drzemce też załapał się na podziwianie widoków na Sępiej Górze

Choć dzieci uwielbiają skały i wspinaczki, to mnie przyprawiają one o zdecydowanie mocniejsze kołatanie serca. Widoki są tu przepiękne i marzę o czasie, gdy będziemy mogli znów tu przyjechać i podziwiać bez strachu, że któreś dziecko źle zmierzy siły na zamiary i sturla się gdzieś w dół.

Choć nigdy nam się to nie przydarzyło, to ich wspinaczki kosztują mnie dużo nerwów. Ale zdecydowanie wolę te nasze wycieczki i chcę, żeby poznawali z nami takie miejsca. Byśmy, dopóki możemy, mogli mieć wpływ na to, jak się zachowują i byśmy mogli im pokazywać, co można, a jakich zachowań zdecydowanie unikać.

Skałki Zakochanych

Z Sępiej Góry zjechaliśmy. Ja ciągnąc przyczepkę z Antonim i jego rowerem, Marek z Miłoszem w foteliku i Anielką obok na własnym rowerze. Anielka część trasy zeszła, a gdy poczuła się pewnie, popędziła w dół. Nie naciskamy, ale zachęcamy dzieci do pokonywania własnych strachów. Ogromnie cieszą nas ich postępy. Po każdej wycieczce, choćby również blisko domu, widzimy, jak nabierają pewności siebie. To bardzo cieszy.

W drodze na skałki
W drodze na skałki

Pod Skałki Zakochanych dotarliśmy super szybko, bo droga prowadziła prawie non stop w dół. W pewnym momencie trzeba z głównego szlaku odbić w lewo i jechać drogą wzdłuż ruin dawnych zabudowań. Zawsze z żalem patrzę na tego typu ruiny. Kiedyś w tych budynkach toczyło się życie. Bardzo mi zawsze szkoda, że budynki umierają często wraz ze swymi właścicielami. Bądź niedługo po nich.

Szukamy, skąd przyjechaliśmy :-)
Szukamy, skąd przyjechaliśmy 🙂

Co do samych Skałek, to formacja jest bardzo ciekawa. Widoki znów zapierały dech w piersiach, a my szukaliśmy Domku pod Orzechem. Samego Domku nie dojrzeliśmy, ale były inne punkty zaczepienia, dzięki którym także dzieci widziały, jak duży kawałek trasy udało się nam pokonać.

Skałki Zakochanych
Skałki Zakochanych

Przyjeżdżając lub przychodząc tu z dziećmi trzeba uważać. Nie ma tu żadnych barierek ani żadnych zabezpieczeń.

Trasa

Ach, te oznaczenia
Ach, te oznaczenia

Oznaczenia na trasie, którą obraliśmy były totalnie różne. Czasem świeżutkie, piękne i wyraźne, a czasem ledwie widoczne. I chyba bardziej niż oznaczeniami, kierowaliśmy się mapą, zdrowym rozsądkiem, ale też chęcią przeżycia przygody. Nasze wycieczki zawsze mają element zaskoczenia i dla dzieci, i dla nas. Różnie się to oczywiście kończy, czasem bywamy bardziej zmęczeni niż byśmy byli, gdybyśmy się trzymali ustalonej trasy.

Początkowo poruszaliśmy się średniej jakości asfaltem, potem zjeżdżając na drogę typowo leśną, z dość dużymi kamieniami. Ten kamienisty był zaledwie kawałek podejścia od niebieskiego szlaku do kierunkowskazów na Sępią Górę. Na Sępią prowadzi dość szeroka leśna droga, miejscami naprawdę stroma, więc nie było szczególnie łatwo podepchać rowery z niezłym bagażem (w postaci choćby dzieci). Po dosłownie kilkuset metrach nasz czterolatek stwierdził, że to nie jest jego dzień i on nie chce dziś pedałować, chce do przyczepki. Bywa i tak. 🙂

Z Sępiej Góry w dół jechało się bardzo przyjemnie. 🙂 Oczywiście po tym, jak minęliśmy najbardziej stromy kawałek. Do Skałek Zakochanych prowadzi szeroka leśna droga. Podczas naszego pobytu ewidentnie coś tam sprzątano przy samych Skałkach i było dużo wyciętych krzaków i mniejszych drzewek.

A od Skałek kierowaliśmy się już tylko w dół. Choć na chwilę nasz czterolatek absolutnie kazał sobie odpiąć rower, to po kawałku w dół stwierdził, że jednak ok, w przyczepce było fajnie. 🙂 Chłopaki więc zjechali w dół w foteliku i przyczepce, a Anielka zaliczyła swój pierwszy tak długi zjazd i na dole z radości, podekscytowania i jednak dumy, długo nie mogła przestać się szeroko uśmiechać. 😀

A my, że jeszcze nam było mało, podjechaliśmy z dziećmi do Mlądza, do Baty.

Mlądz wita!
Mlądz wita!

Z kolei na sam koniec dnia czekał nas około 1.5 km podjazd do naszego Domku pod Orzechem. I muszę to przyznać głośno. To był najcięższy odcinek i dał nam zdecydowanie w kość, choć jeszcze mieliśmy siłę, żeby urządzić sobie z dziećmi na koniec zawody, kto pierwszy na górze. 😀 Dziewczyny ścigały się z chłopakami.

Ostatni najtrudniejszy podjazd
Ostatni najtrudniejszy podjazd

Mlądz

Po zjeździe z gór i leśnych ścieżek zdecydowaliśmy się jeszcze na zajechanie do Mlądza, gdzie znajduje się osada jeździecka Bata. Dzieci były zachwycone, bo mogły choć trochę popatrzeć na konie, chłopaki mogli wyprostować nogi i odrobinę się wybiegać.

W Mlądzu
W Mlądzu

Pozwoliliśmy sobie zajrzeć do stajni i przeczytać wszystkie tabliczki z imionami koni. Dla dzieci fajną sprawą okazało się także odczytywanie wieku koni i rozmowa o tym, który koń jest w wieku którego dziecka. 🙂

Bata
Bata

W Bacie spędziliśmy około półtorej godziny, siedząc w altance, obserwując konie, czy też łobuzując na malutkim placu zabaw da dzieci. 😉 Jednocześnie czekaliśmy na zamówiony obiad.

Jak on szybko rośnie!
Jak on szybko rośnie!

Obiad dotarł, jednakże po tym jak nasz dostawca odjechał, okazało się, że nie dostaliśmy sztućców. Nie udało się nam już z panem skontaktować, a nie chcieliśmy nadwerężać uprzejmości gospodarzy osady. Dlatego poradziliśmy sobie sami. Nie posiadamy turystycznych zestawów sztućców, ale okazało się, że jedzenie pierogów rękami nie jest takie straszne. Dzieciom w każdym razie w ogóle to nie przeszkadzało. 😀 A niektórzy radzili sobie inaczej, co możesz zobaczyć na poniższym zdjęciu.

Brak sztućców? -Żaden problem! :-)
Brak sztućców? -Żaden problem! 🙂

Jednym zdaniem

To był dobry dzień...
To był dobry dzień…

Tego dnia zrobiliśmy około 25 km! To była naprawdę piękna pętla. I było wszystko, co lubimy. No może mogłaby być jeszcze jakaś przeprawa przez wodę. 😉

Były góry, podjazdy, piękne widoki, nie za dużo ludzi, cisza i spokój, dobra pogoda. Był i asfalt, ale także leśne dukty. Choć nasz 4-latek tym razem raczej odmówił samodzielnego pedałowania, to po zjechaniu z gór na asfalt, zmienił zdanie i przejechał jakieś 6 km.

Nasza 6.5-latka z kolei zaliczyła swój pierwszy najdłuższy zjazd i nabyła nowych umiejętności. Uwielbiam patrzeć, jak z wyjazdu na wyjazd coraz pewniej radzi sobie na rowerze.

Trasę na Sępią Górę oraz na Skałki Zakochanych gorąco polecam. Teren nie jest bardzo trudny, a pętla bardzo satysfakcjonująca. My trasę z rozmysłem rozłożyliśmy na cały dzień. Myślę, że zwłaszcza mając dzieci na pokładzie, warto się nie spieszyć. A jeśli potrzebujecie przystanków, róbcie je tak często, jak tylko chcecie.

Podobne wpisy

A jeśli szukasz innych pomysłów na wycieczki rowerowe z dziećmi w okolicy bliższej lub dalszej, to na blogu znajdziesz kilka takich naszych wycieczek. Byliśmy np. tutaj:

Zwierzyniec-Lipki-Ścinawa Polska-Oława

Jezioro Bystrzyckie | Zagórze Śląskie

Pogórze Kaczawskie, Rez. Wąwóz Myśliborski

Jakuszyce | Wysoki Kamień

rezerwat przyrody Zwierzyniec rowerowo

Marcinkowice – Wrocław rowerem

1 thought on “Sępia Góra i Skałki Zakochanych rowerem | pomysł na weekend”

  1. A wiesz, że każdy twierdzi, że to najgorszy podjazd w okolicy nawet uczestnicy maratonu rowerowego byli szczęśliwi, że mogą się u nas zatrzymać dla złapania oddechu i czegoś napić.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top