W majówkę tego roku zwiedzając Muzeum Przemysłu i Kolejnictwa w Jaworzynie Śląskiej i szukając potem restauracji, przez całkowity przypadek trafiliśmy do „żwirowni”. I spędziliśmy tam nieplanowane 2 godziny. Dlaczego? Zajrzyj poniżej. 🙂
W podróżowaniu i zwiedzaniu lubię to, że często tuż obok znanych i lubianych miejsc, można odnaleźć perełki. Mniej znane, a czasem i zapomniane miejsca, które sprawiają, że rozemocjonowane serce napełniają znów spokojem i cichą radością.
Jaworzyna Śląska
Do Jaworzyny Śląskiej trafiliśmy dlatego, że czytałam wiele skrajnych opinii o Muzeum Przemysłu i Kolejnictwa na Śląsku, które się tu znajduje. Jeśli nie czytałaś wcześniejszego wpisu o muzeum, to polecam do niego zajrzeć. Tym bardziej, jeśli zastanawiasz się, czy warto się tam wybrać. 😀
Gdy wychodziliśmy z muzeum było na tyle późno (tuż przed zamknięciem kompleksu), że wagon z przekąskami był już zamknięty. Dlatego postanowiliśmy poszukać jakiegoś miejsca, w którym moglibyśmy zjeść i oprócz tego „wypuścić” swobodnie dzieci. 🙂
Pamiętałam, że gdy jechaliśmy do muzeum, mijaliśmy znak na rozdrożu kierujący do jakiejś restauracji (zawsze zwracam uwagę na takie szczegóły, myśląc przezornie o głodnych dzieciach). 🙂 I jak już dotarliśmy do auta, postanowiliśmy sprawdzić dokąd kierował znak i czy restauracja będzie otwarta.
Magnolia Rast
Jadąc po gruntowej drodze, którą dojeżdża się również do muzeum, kawałek wcześniej skręcając w lewo (kierując się od muzeum), dotarliśmy do restauracji. Ani znak, ani droga po której jechaliśmy nie zwiastowały nic szczególnego. Powiedziałabym nawet, że lekko się obawiałam, co może nas czekać na końcu tej drogi. 😉
Na miejscu się okazało, że choć restauracja ze względu na obostrzenia wciąż serwuje posiłki jedynie na wynos, to mogliśmy dzieci wypuścić na przynależący do obiektu niewielki plac zabaw oraz zjeść w spokoju na ogrodzonym terenie. Jedzenie było smaczne i świeże, dzieci się swobodnie wylatały, a my zjedliśmy napawając się widokiem na dawną żwirownię.
Nie spodziewaliśmy się znaleźć tutaj niczego poza restauracją. A okazało się, że zostaliśmy tak długo, aż słońce prawie zaszło za horyzont. 🙂
„Żwirownia”
Teren „stawów” powstał poprzez wydobywanie tu latami glinek kaolinowych oraz żwiru. Ponoć w latach 2006-2011 to miejsce tętniło życiem. Znajdowała się tu bowiem plaża miejska, były tu ławki, huśtawki, pomost, a nawet boiska do gry w siatkówkę, budki z jedzeniem i lodami. Można było również wypożyczyć sprzęt wodny. A nad bezpieczeństwem pływających czuwali ratownicy. Był to raj nie tylko dla osób chcących skorzystać z kąpieli w miesiącach letnich, ale także dla wędkarzy. Wciąż można tu spotkać wiele gatunków ryb.
Jednakże miejsce to straciło na swojej świetności z uwagi na stale podnoszący się poziom wód. Początkowo znajdowały się tutaj dwa osobne zbiorniki wodne połączone ze sobą oraz trzeci niezależny. Jednakże podnoszący się poziom wód gruntowych sprawił, że dwa pierwsze połączyły się w jeden zbiornik, jednocześnie zalewając całą infrastrukturę dookoła.
Obecnie stawy dzierżawione są przez Niezależne Stowarzyszenie Wędkarskie w Jaworzynie Śląskiej i obowiązuje tu zakaz kąpieli.
Na chwilę obecną teren wokół stawów wygląda na dość dziki i zaniedbany. Są tu pozostałości po zapewne tablicach informacyjnych.
Droga, a czasami ścieżka wokół stawów prowadzi po dość zróżnicowanym terenie, jest czasami i płasko, i pagórkowato. Tuż przy tafli stawu znajduje się kilka stanowisk dla wędkarzy, budek, w których mogą się schować w razie średniej pogody. My do nich nie schodziliśmy, więc nie wiem, jak wyglądają w środku.
Gdy wspięliśmy się na jeden z pagórków i szliśmy wzdłuż górnej granicy stawu, mieliśmy przepiękne widoki na góry. Widoczność była niesamowita i choć może moje zdjęcia nie do końca to ukazują, musisz uwierzyć mi na słowo. Po prostu musisz. 😀 Ja bym tam stała i się gapiła godzinami.
Z kolei okrążając teren żwirowni, z drugiej strony stawu mogliśmy podziwiać Ślężę, a na jej tle również przejeżdżające czasem pociągi. 🙂 Z tej strony ścieżka prowadzi wzdłuż pola i ewidentnie bywała już zrównana z polem. Także tutaj trzeba być świadomym, że może być ona lekko zarośnięta i nierówna. Możliwe, że jest rzadko lub rzadziej uczęszczana.
Po stawie podczas naszego spaceru pływały łabędzie, mogliśmy je obserwować z bezpiecznej odległości. 🙂 Pod powierzchnią wody wiedzieliśmy też jakieś potopione kształty. Zastanawialiśmy się cóż to było. Stawialiśmy na potopione elementy pomostów, choć zdawało mi się, że były betonowe.
Jednym zdaniem
Uwielbiam takie trochę dzikie miejsca, choć wiedząc, że kiedyś było to miejsce tętniące życiem, czuję pewien żal. I mam wrażenie, że potencjał tego miejsca jest niewykorzystany. Nawet pomimo podnoszącego się stanu wód, myślę, że można by lepiej zagospodarować i mogłoby ono być kolejną wizytówką Jaworzyny.
Spędziliśmy tu cudownie spokojne prawie 2 godziny. Ten spacer nie był ani trochę w planie. Był niespieszny, w tempie żółwim, bo my podziwialiśmy widoki, a dzieci szukały idealnych patyków. 😉 A największą trakcją dla dzieci była naturalnie bliskość wody, a nagrodą za „trudy” spaceru zabawa w wodzie na zakończenie wycieczki.
O dziwo, żadne z dzieci nam się „nie wykąpało”, wszystkie buty dotarły do auta prawie suche, nikomu nie trzeba było zmieniać spodni. 😀 Pełen sukces.
No chyba, że już zdążyłam wyprzeć coś z pamięci. 😉
Podobne wpisy
Jeśli szukacie podobnych miejsc, to choć nie tak „zapomniane”, jak te stawy, to również ciekawe i zapewniające przyjemne chwile nad wodą, polecają się:
Gromnik | Wzgórza Strzelińskie, a niedaleko miejscowość Biały Kościół.
Kotowice i trasa wzdłuż wału.
Jezioro Bielawskie, bardzo fajnie utrzymany teren z miejscem do zrobienia grilla, ławkami i stołami.
Błękitna Laguna w Siechnicach!
A może Żwirownia w Lewinie Brzeskim?
Tymczasem pod Ślężą są bezpłatna plaża gminna w Sulistrowiczkach i prywatny Ośrodek Wypoczynku Świątecznego.
Stawy Jelczańskie także warto odwiedzić! 🙂